niedziela, 20 stycznia 2013

Night market & Food cort


Ostatnie dni w Kuala Lumpur :)
Postanowiłem Wam pokazać trochę więcej mojej okolicy i jak wygląda zwykły, niedzielny wieczór na dzielnicy ;)
W każdą niedzielę odbywa się tzw' night market' - nie jest on do końca 'night', gdyż odbywa się wieczorem. O 23 już nikogo nie ma. Z całej okolicy zjeżdżają się ludzie aby nakupować różnych różności. A można kupić praktycznie wszystko! Od owoców począwszy, poprzez koszulkę 'Gangam style', pirackie filmy i płyty CD, 1000 różnych spinek do włosów, aż na rybkach do akwarium skończywszy.



Z racji zbliżającego się Chińskiego Nowego Roku na mieście, również na bazarze coraz więcej akcentów z tym związanych. Tutaj chińskie słodycze.


Najnowsze filmy, bajki dla dzieci? Proszę bardzo :)

Jedzonko

I jak tu trzymać fason...

Akcesoria buddystyczne

Zgadnijcie ile razy odkąd tu jestem jadłem pomarańcze... Na obrazku cena ~10zł za 6szt...


A to już druga atrakcja wieczoru. Blisko mnie znajduje się lokalne centrum gastronomiczne, pełno w KL podobnych. Jest to tzw 'food cort' - plac ze stolikami otoczony kilkudziesięcioma baro-kuchniami, gdzie każda niezależnie przygotowuje swoje specjały :)

Każde stoisko - oddzielna mini-restauracja :) Z własną kuchnią, z innymi potrawami.

Myślę, że na tym placu tych mini-restauracji jest ze 30! Każda ma swoje menu. Pomnóżcie to kilka razy - wyjdzie Wam OGROMNE menu do wyboru!

Można zjeść nawet zupę z płetwy rekina... Nie polecam tego 'specjału'. Co roku kilkaset tysięcy rekinów jest łowionych, na żywca obcina się im płetwy grzbietowe i tak okaleczone wrzuca z powrotem do wody. Tak okaleczony rekin nie jest w stanie utrzymać równowagi i powoli tonie, umierając okrutną, powolną śmiercią...

Za to Tandoori chicken - pycha!
Jak już wcześniej wspominałem, z racji sporego miksu etnicznego w Malezji mamy kuchnię malezyjską, kuchnię chińską i kuchnię indyjską do wyboru :) Oczywiście do tego dochodzą wszelakie miksy i formy pośrednie! Jedzenie w Malezji to jedna z najlepszych rzeczy w tym kraju!

Do wyboru, do koloru!





Rybia głowa w curry? - Proszę bardzo! ;)

A to standardowe ceny za posiłek!
Dla przypomnienia przelicznik na złotówki to 1~1 :)



Część stanowisk jest czynna w godzinach: od 7 dano do... 3 w nocy! Czyli praktycznie przez całą dobę mam pyszne i tanie jedzonko praktycznie pod nosem :)


Ozdoby na zbliżający się Chiński Nowy Rok. Powiem Wam dziwne uczucie, jeszcze nie tak dawno temu klienci nam życzyli 'happy new year' z okazji końcówki grudnia. A teraz, w połowie stycznie słyszę to znowu ;)

Dziś był mój ostatni dzień w pracy. Dziwnie tak jakoś. Przeszło 3 miesiące - zżyłem się z tym miejscem! Ze znajomymi z pracy, z pacjentami. Ze stałymi klientami, których spotykam w restauracji :) Nie powiem, zasiedziałem się.
Ale moja druga natura daje o sobie coraz bardziej znać! "Pora ruszać w drogę... zbyt długo tkwisz w jednym miejscu...". Jutro z samego rana wyruszam!



Mój cel to Cameron Highlands - przepiękne wzgórza w centrum kraju, pokryte niekończącymi się plantacjami herbaty, truskawek (to egzotyczny rarytas dla miejscowych;). Często zamglone, tajemnicze wzgórza, z niespodziewanie niskimi temperaturami jak na tą część świata (położone 1300-1800 m n.p.m.!).

piątek, 11 stycznia 2013

Singapur - część 2



Wyprawa do Singapuru - akt drugi :)
Oprócz szampańskiego sylwestra spędziłem w Singapurze dodatkowe kilka dni, w celach wyłącznie turystycznych. A co! Po trzech miesiącach pracy dzień w dzień w klinice należy mi się! :)

Życie czasami zaskakuje bardziej niż najlepszy serial SF w telewizji. Poniżej kartka z cytatem, jaką zobaczyłem na automacie z napojami (!) pośrodku parku, w kompletnie pustym i odludnym miejscu.

Dziwne uczucie czytając te słowa, będąc w SINGAPURZE !!! :)



W SG kwestie religii są drugorzędne. Najważniejszy jest dobry biznes. W mieście sporo kościołów i świątyń najróżniejszych wyznań.

 Pamiętajcie, aby być zdrowym, należy jeść duże enzymów!:P


Orchid Street





 Reklama zegarków - asian style.

Pozdrowienia z samego centrum Singapuru!!! Aż ciężko uwierzyć, że w promieniu kilku kilometrów naokoło mnie jest tętniąca życiem metropolia, która nigdy nie zasypia. Na zdjęciach poniżej - rezerwat przyrody - jedno z niewielu 'dzikich' miejsc w SG.




 Jedynie wieżowce widoczne w tle przypominają, gdzie jestem.

Oczywiście tam gdzie Grześ nie może zabraknąć 'borostworów' :)
Przed państwem dorosły samiec skorpiona Lychas scutilus. Ci co czytają bloga pamiętają, że jego kuzynka "poczęstowała" mnie swoim jadem jakiś czas temu w Tajlandii :)


Pod całym miastem wydrążona jest sieć tuneli metra - komunikacja miejska jest jedną z najlepszych na świecie! Czy to metrem, czy autobusem możemy się szybko i tanio dostać w praktycznie każde miejsce kraju.
Co przykuło moją uwagę - tunele i kolejki są szersze od naszej jedynej w kraju warszawskiej nitki metra. Tam widać planują i budują ludzie rozsądni - w szerszym wagoniku mieści się o wiele więcej ludzi. W Warszawie ZAŁOŻĘ SIĘ, że druga nitka będzie równie wąska co pierwsza ;)


Azjatycka wersja suszarki do prania. Chińczyk może się wyprowadzić, ale Chiny się z niego nie tak szybko ;)

Przedmieścia - bajeczne drzewa, zupełnie jak nie u nas przypominające mi jak blisko równika już jestem.

Ogromne epifity dosłownie WSZĘDZIE!


Chinatown - bardziej chińskie niż to w Kuala Lumpur :)

Tradycja vs nowoczesność.
Chinatown, a w tle Marina Bay i jej wieżowce.


Może pamiąteczkę? :D

Te kotki są MEGA !!! Ruszają łapką i są tak kiczowate, że aż musiałem sobie jednego sprawić! :D
Zgodnie z tradycją kotek łapką zagarnia mamonę :)

Chińszczyzna ;)

Drzwi do Świątyni :)

Choinka, święta... jakoś tak mało świątecznie gdy w cieniu +30°C i lejący się z nieba żar :P

Tradycja i nowoczesność po raz drugi :)

Jestem ciekaw na jak długo przylecieli i kiedy wrócą na swoją planetę...





Miasto wieczorową porą robi EKSTRA wrażenie! :)


















Z Singapuru zdecydowanie trudniej jest wyjechać stopem niż przyjechać! Niestety mnie się ta sztuczka nie udała. Po obejściu na piechotę ogromnego parkingu i resztek przejścia granicznego i wylądowaniu na samym środku wielopoziomowego skrzyżowania autostrady - czyt. cudem uniknięcia śmierci przez rozjechanie dałem sobie spokój I jak człowiek (:P) wsiadłem w autobus. Nie powiem, 35zł za 350km w takich warunkach - cena nie najgorsza :)


Nowy rok - nowe przygody, nowe wyzwania :)
W Kuala Lumpur zostaję do ~21-go stycznia, a od 14-go lutego rozpoczynam wolontariat na Langkawi! :) W schorisku LASSie - Langkawilassie.org.my
Langkawi to malezyjski archipelag położony na Morzu Andamańskim, nie tak daleko od Koh Lanty ;) Co ciekawe cały rejon jest jedną wielką strefą bezcłową!

Pewnie się zastanawiacie co będę robił w tym przeszło trzy tygodniowym 'okienku' pomiędzy KL a Langkawi. Mianowicie będę... zwiedzał! Na reszcie! Po >3 miesiącach mieszkania w Malezji w końcu się wyrwę poza miasto i będę miał czas spokojnie objechać całą okolicę! :)
Już mi trochę zbrzydło siedzenie na tyłku w mieście - ileż można!\


Część zdjęć należy do Davida Nieto - http://elcieloyelmundo.blogspot.sg/ i zostały przeze mnie wykorzystane za jego wiedzą i zgodą :)