piątek, 21 czerwca 2013

Import bydła z Australii


Wyobraźcie sobie Jumbo Jeta (Boeing 747) wypełnionego... krowami! :)
Kilka tygodni temu miałem niebywałą okazję nadzorować import lotniczy 500 szt (sic!) bydła mięsnego z Australii.


Dr Randolf, lokalny wet współpracujący z SPCA ma bardzo szerokie zainteresowania. Od konfiskowania młodych niedźwiedzi malajskich czy gibonów od myśliwych, którzy 'znaleźli' je w lesie, poprzez pracę w klinice małych zwierząt, aż po obsługę kilku ferm bydła w okolicy :)


Jeden z lokalnych potentatów branży olejowej (plantacje palmy olejowe stanowią ~29% powierzchni stanu Sabah!) postanowił zainwestować skromne 1,200.000 RM w stado zarodowe bydła, co by sobie skubały trawkę pod jego palmami, podwójnie wykorzystując tereny plantacji.
Za ową skromną sumę, zakupił 497 szt 2-letnich jałówek z Australii oraz 3 potężne buhaje do rozrodu. Opłacił również dla nich bilety lotnicze. Mnie nie stać na lot do Australii, a tutaj sobie krowy tak świat zwiedzają! :P


Cały samolot wypełniony był drewnianymi boksami. W każdym znajdowało się po 10 krów. Zwierzęta wiadomo, były dość zestresowane po podróży, do tego dość bojaźliwe, wiadomo, w Australii pastwiska ciągną się setkami kilometrów, krowa nie ma kontaktu z człowiekiem.


Cała impreza trwała od 17 do... prawie 1 w nocy! Trzeba było wypakować wszystkie boksy, sprawdzić stan zwierząt w środku i załadować je na 20 tirów, które do rana miały zawieźć je na farmy. Nie powiem, byłem pod wrażeniem logistyki tego całego wydarzenia. Trzeba mieć głowę na karku aby ogarnąć tak duży import i transport.



Na zdjęciu poniżej dr Randolf :)


Coś o czym nie uczono nas na studiach. Ba, mieliśmy wiele zajęć o wymogach transportu drogowego zwierząt, ale nikt nie wpadł na pomysł, że krowy reż czasem latają :P
Na zdjęciu zaplombowany czujnik temperatury. Jak wiadomo, na wysokości przelotowej samolotów temperatura powietrza wynosi ~ -50°C, więc elementem bardzo istotnym jest zachowanie odpowiedniej temperatury wewnątrz samolotu. W razie wystąpienia problemów zdrowotnych zwierząt po transporcie, dane z takiej sądy stanowią istotny dowód w procesie o odszkodowanie od przewoźnika.


Wózkiem widłowym w wersji XXL ładowano boksy na tiry.

Część boksów, z racji anatomii samolotu była dwupoziomowa. Nie chcieliśmy ryzykować przewozu zwierząt na obydwóch poziomach, drogi Sabah pozostawiają wiele do życzenia... Na lotnisku nastąpiło częściowe rozładowanie, zwierzęta z górnych pokładów były przepędzane na tiry.



Import był przeprowadzony praktycznie bezbłędnie. Jedynie jedna jałówka zaplątała nogę w liny od siatek zabezpieczających boksy - wina obsługi lotniska... Noga na szczęście nie była złamana, krówka po uwolnieniu wstała o własnych siłach :)
W czasie każdego transportu bydła bardzo ważnym elementem jest sprawdzanie czy wszystkie krowy stoją. Leżenie jest po pierwsze oznaką osłabienia, po drugie w warunkach stresowych, jakim jest transport istnieje poważne ryzyko zadeptania leżącej krowy przez jej towarzyszki. Kierowcy w nocy, będą w drodze do farm (jakieś 200-300km od lotniska) informowali o tym, że 3-4szt leżą, ale na szczęście udało im się je nakłonić do wstania (czasem trzeba być trochę brutalnym...). Wszystkie krowy przeżyły transport :) A ja jestem bogatszy o jakże cenne doświadczenie, którego nie nauczyłbym się na żadnym kursie :)

czwartek, 20 czerwca 2013

Wyprawa do Kinabalu Park


Kilka fotek ze skuterowej wyprawy do Kinabalu park :)
Poniedziałki to mój wolny dzień. Park Kinabalu jest tylko ~90km od Kota Kinabalu. W parku żyją ciekawe stwory... jedziemy! :)


Kilka słów o Sabah. Mieszkam obecnie w Kota Kinabalu (KK), wyprawa niedaleka - na mapce, po prawej od KK możecie znaleźć Ranau. To tam :)

Oczywiście Grześ wyruszył w jego standardzie skoro świt, czyli ~13.00 czasu miejscowego. Trasa prosta, wzdłuż jednej z niewielu tras wgłąb lądu.


W tych okolicach trwa obecnie pora zwana przez miejscowych "wilgotno / gorąco". Jak się możecie domyśleć - codziennie jest upał nie do wytrzymania, popołudniami ZAWSZE ulewa. To zadziwiające uczucie, wstajesz rano (czasem mnie się zdarza wstawać przed 13:P) - piękna, słoneczna pogoda. Będąc w mieście, w kilka następnych godzin obserwujesz chmury zbierające się nad pobliskimi górami i zbliżające się. Popołudni, od ~15-16 ulewa. W Polsce taką burzę okrzyknięto by oberwaniem chmury i lokalną klęską żywiołową. Tutaj to codzienność. Uwierzcie mi, takich ilości wody spadającej z nieba w Polsce nie uraczycie.
Głównym minusem logistyki mojej wyprawy był późny start. W górach zaczyna padać o wiele wcześniej... Dzięki temu, miałem okazję spędzić 2 godziny pod wiatą przystanku autobusowego gdzieś w połowie drogi :)


Pewna specyficzna cecha terenów górzystych. Jest chłodniej. A jak pada zaczyna robić się zimno... Znaczy nie zimno w polskim rozumieniu tego słowa, ale kiedy jest +20°C, jesteś przemoczony, nie masz żadnych ciepłych ciuchów, a poruszasz się szybciej niż 20km/h, wiatr jest bezlitosny... Potrafi wyziębić w kilka chwil. Przez kolejne godziny jechałem dzwoniąc zębami i walcząc sam ze sobą czy aby nie zawrócić... Na szczęście wygrałem wewnętrzny bój :) A za jakiś czas wyszło słońce... czułem się jak jakiś zmiennocieplny gad! Zatrzymałem skuter, wyszedłem na słońce i... o jaki błogostan! Cieplutko! Słonko wyszło! Nagle wszystko stało się piękne, kolorowe! Chmury się rozstąpiły, ukazując niesamowity krajobraz :) Błogostan. Jak niewiele człowiekowi do szczęścia potrzeba!


Czyż świat nie jest piękny?! Na liściach widoczne krople po niedawnej ulewie. A Ty, w promieniach słońca obserwujesz, jak pomału zza tajemniczej mgły wynurza się piękny widok :)


Po kilku minutach prostej przyjemności wygrzewania się na słońcu, w końcu się odwróciłem... Za moimi plecami, wcześniej niewidoczna, ukryta w chmurach czaiła się monumentalna Mt. Kinabalu. Najwyższy szczyt Borneo, skromne 4095 m n.p.m. !


Piękna góra! Pięknie byłoby się na nią wspiąć. Niestety, taka przyjemność dla gościa z zagranicy to wydatek min. 600zł (!). Za pozwolenie i nocleg na terenie parku narodowego. Przesada! Wolę sobie 2x wejść na Rysy, na to samo wyjdzie:P
Dzięki przewodnikom turystycznym wejście na Mt. Kinabalu urosło do rangi głównej atrakcji okolicy (sic!). Codziennie setki turystów płacą i się wspinają. Tylko po to, aby zobaczyć wschód słońca ze szczytu. Wspinać się przez pół dnia, po to, aby następnego wstać o 2 rano(!) i wspinać się po ciemku przez kolejne 4h. Nagrodą jest możliwość podziwiania wschodu słońca... w tłumie innych turystów, otoczony brzękiem cykających aparatów, gwaru ludzi. Tfu, dziękuję za takie atrakcje :/


Ogrzany promieniami słońca, pełen pogodnych myśli ruszam dalej. Mt. Kinabalu pojawia się i znika w oparach chmur.


Pięknie!


Zdjęcie nie oddaje widoku w pełni, ale to niebieskie pomiędzy niebem a górami to morze! Jestem jakieś 70km wgłąb lądu!




Na koniec kilka fot zwierzaków jakie spotkałem w samym parku jak i w jego okolicach :)

Czarny Phliogellus sp.

Scolopendra subspinipes

Chaerilus sp.

Rhysida sp. (longipes?)

Zbliżenie na 'buzię' i wielgachną przetchlinkę trzeciego segmentu - cechę charakterystyczną dla wielu przedstawiciele Otostigminae :)

Z Ranau wróciłem do KK drogą okrężną przez Tambunan. Znów się dałem zaskoczyć pogodzie i... zrobiło się ciemno :P Dziwne uczucie jechać samemu, tylko na skuterku przez góry północnego Borneo. Wokół Ciebie zero świateł. Zero ludzi, zero mieszkańców. Tylko pusta trasa przed i za Tobą. I dziwne myśli w głowie 'hmm, gdzieś tutaj w teorii żyją tygrysy... co by było gdyby... hmmm' I tym podobne. Psychika płata figle w tak niecodziennych sytuacjach :)
Żeby mój powrót nie był zbytnio monotonny, po paru godzinach, przejeżdżając przez pasmo górskie nastała mgła :) Mleko! Widoczność może ze 2 metry! A mgła/chmury oświetlone tylko skromnym reflektorem skutera mają ogromnie stymulujący wpływ na naszą wyobraźnię ;) Znów wszelakie sceny z 'The Mist' stanęły mi przed oczami:)

Ale to nie wszystko! Po etapie mgły, nastąpił kolejny etap ochłodzenia i dzwonienia zębami. Zjeżdżając z gór widziałem migoczące w oddali światła Kota Kinabal. Tak blisko! A jednak tak daleko... I tak zimno... Żeby to co zaraz napiszę miało dla Was jakikolwiek sens, muszę opisać pewną specyficzną cechę ciężarówek, którą spotkałem tylko tutaj (choć ja specjalistą od ciężarówek nie jestem:P). Mianowicie wszelakie lori (po naszemu tiry) mają dodatkowo montowane zbiorniki na wodę, którą polewają rozgrzane hamulce, kiedy mają przed sobą kilkadziesiąt kilometrów z górki. Inaczej hamulce po prostu by się spaliły... Ta woda wylana na gorące hamulce oczywiście paruje. Za ciężarówką unoszą się kłęby pary.
Przemarznięty Grześ jest zdolny do czynów zadziwiających. Postanowił na swoim małym skuterku przyczaić się za pomału zjeżdżającą ciężarówką i co chwilę być otaczanym błogim ciepełkiem pary wodnej z hamulców! Smród palonych hamulców wtedy nie przeszkadzał mi zupełnie! Prędkość 20km/h też nie miała większego znaczenia. Ciepło! Cieplutko! Ohh jak błogo!
Zimna górska noc, wokół mnie chmury 'dymu', w czerwono-pomarańczowych barwach (od świateł stopu ciężarówki), znów ciekawy klimat się zrobił.

Takie przeżycia to chyba tylko ja mam! :P

czwartek, 13 czerwca 2013

Kambodża - Tajlandia - Malezja - Borneo



Kilka słów o moich dalszych perypetiach :)
Z Kambodży (siam Reap - 1) nocny przejazd autobusem do Bangkoku (2).
W Bangkoku zatrzymaliśmy się na kilka dni, na obchody Songkran, czyli Tajskiego Nowego Roku. Żadnych autorskich zdjęć nie wykonałem gdyż... na te kilka dni cała Tajlandia zamienia się w jeden, wielki śmigus-dyngus! Uwierzcie mi, nasze bitwy na wodę, ganianie dziewczyn z wiaderkami, czy strażacy sikający po domach, to nic z regularną, bitwą uliczną, która toczy się przez te kilka dni w Bangkoku! Pozwólcie, że podzielę się kilkoma zdjęciami z Internetu, aby choć trochę oddać atmosferę tego czasu :)


Całe miasto spływa tysiącami hektolitrów wody! Z samochodu, na samochód, do autobusu, z autobusu, każdy oblewa każdego! I nikt nie ma prawa się złościć, bo zgodnie z tradycją, oblewany dzięki temu będzie miał szczęście :) Starsi, bardziej tradycyjni Tajowie podejdą do Ciebie, zapytają się grzecznie o pozwolenie na oblanie, po czym wyleją miseczkę wody na Twoje plecy i poproszą Ciebie o to samo :)
Młodzi i turyści nie pytają się o zdanie. Każdy ma być mokry! A samemu muszę przyznać, że to ogromna frajda, wynaleźć kogoś w tłumie, kto jeszcze jest suchy i być pierwszym kto go obleje!

Młodzież i turyści inwestują z karabiny na wodę wszelakiego możliwego kalibru :) Od malutkich pistolecików po bazooki na wodę! Oczywiście wiadra, woda prosto z węża, z kranu też była w użyciu.
Dużo zabawy, dużo śmiechu, zero kłótni czy agresji.


Drugą tradycyjną formą witania Nowego Roku jest smarowanie twarzy glinką. Także każdy jest mokry i umorusany od stóp do głów :)
No i nie powiem, oblewanie, bądź bycie oblewanym to świetny pretekst aby poznać nowych znajomych. My w ten sposób poznaliśmy grupę turystów z Polski, przeuroczą parę z Wenezueli i roześmianą parę z Holandii :) 


Nawet jeden dobry film się trafił na YT :)

Po 3 dniach szaleństwa pora było ruszać w dalszą trasę. Szybki przelot na Langkawi - podróż moimi śladami, dziwne wrażenie :)
Ale fajnie było wrócić na wyspę, spotkać się znów z dr Timem, dr Lesley i pozostałymi znajomymi :)
Do tego reszta ekipy miała nareszcie kilka dni na leżing, smażing i plażing ;)

Na sam koniec 3-tyg szaleństwa, trzeba było odstawić brata na lotnisko w Singapurze (4), skąd miał lot do Polski. Ja planowałem lecieć z Singapuru na Borneo, do Kota Kinabalu. Ale... Singapur to drogie lotnisko, bilet w 1str kosztował ponad 300zł, sprawdziłem loty z innych miast i... lot z Kuala Lumpur, 3 dni później - 70zł! (108zł razem z bagażem i opłatą za płatność kartą)! Na Borneo! Za 100zł! Szaleństwo!

Także dzień później, już sam, bez brata pojechałem stopem do Kuala Lumpur (5) (trochę miałem zabawy, aby opuścić miasto, ale się udało:). W KL, nocowałem w najtańszym chyba hostelu w mieście - 10zł/dobę! W pokoju za współlokatora miałem... Polaka! Facet 30lat+, od 6 miesięcy w trasie, Indie, Chiny, Tajlandia, Kambodża, Laos, itp, tylko zwiedzanie. A jak na to zarobił? Jest hydraulikiem! :) W tym momencie pozdrawiam wszystkich absolwentów socjologii, historii, itp. Ciekawe czy Was będzie stać na takie podróże? :P

Po 3 dniach nicnierobienia w KL, ileż można się szlajać po Chinatown (przynajmniej wyczaiłem sklep z najtańszymi browarami w centrum) pojechałem na lotnisko i wieczornym lotem AirAsia dotarłem do Kota Kinabalu (6). Stolicy malezyjskiego stanu Sabah. Miasta, dość sporego, 500.000 mieszkańców, które stało się moim domem na następny miesiąc :)

Przez kolejny miesiąc, byłem pierwszym lek. wet. wolontariuszem w młodym, dopiero rozwijającym się SPCA Kota Kinabalu :) No może nie takim młodym, bo mają >10 lat, ale przez większość czasu działali dość skromnie.
Przez ten czas wiele się wydarzyło, miałem wiele perypetii z nimi. Tych dobrych i tych złych. Ale o tym rozpiszę się następnym razem :)

sobota, 8 czerwca 2013

Khmerski nowy rok


Jest i obiecany film. Szału nie robi, ale pokazuje więcej niż zdjęcie.
W ramach obchodów Khmerskiego Nowego Roku miejscowa młodzieży urządza coś w stylu zawodów sportowych, m.in miejscowa odmiana zabawy w berka.
Mamy dwie drużyny po przeciwnych stronach boiska, na środku leży gałązka. Zadaniem jednej z drużyn jest zdobycie gałązki i uniknięcie złapania (dotknięcia) przez członka drużyny przeciwnej, zadaniem drugiej drużyny jest złapać przeciwnika uciekającego z gałązką. Mam nadzieję, że z tego łopatologicznego opisu cokolwiek załapiecie ;)
Miejscowi byli bardzo przyjaźni, zapraszali do wspólnej zabawy! Gdyby nie klapki i jakieś 40st w cieniu, pewnie bym się skusił :)

Kambodża w wersji bieganej:


To nie jest pokaz dla turystów, to oryginalna zabawa khmerskiej młodzieży :)

Również w mieście, w klubowej okolicy można było podziwiać khmerów bawiących się przy miejscowej muzyce :) Uwierzcie mi lub nie, ale oni serio tak tańczyli!


niedziela, 2 czerwca 2013

Angkor Wat - część 3


Zupełny brak neta, brak czasu aby do kafejki podjechać :/ Stąd długa przerwa... Ehh Borneo jest świetne, ale mają kiepski opcje internetu ;)

Ostatnie już fotostory z Kambodży :)
Ujęcia m.in ze świątyni Bajon :)

Zwiedzanie po polskiemu ;) Na skróty po starożytnych schodach, bo szybciej.
500 lat powolnego zarastania, więc nic im już nie zaszkodzi ;)

Kiedyś tu były schody do pięknej świątyni położonej w centrum wspaniałego miasta... dziś... Daje do myślenia.

Na szczycie widać wiele rusztowań, praca wre. To dobrze, że ktoś znajduje czas i pieniądze, żeby ratować bezcenne zabytki.



Krówcie, a dokładnie bawoły :)

Buddy :)

Sowa w kadrze!

Herling w kadrze :P

Bajon... niezwykłe miejsce... Te twarze... masz wrażenie czyjejś obecności.

A Sowa znów w kadr włazi ;) I zejść nie potrafi :P

Za Wikipedią, są to twarze Buddy Awalokiteśwary ;)





 Punkt obowiązkowy dla każdej chińskiej wycieczki - sweet focia z twarzą Buddy! Turyści w takich ilościach skutecznie psują nastrój tego miejsca...


Turysty! Turysty everywhere!


Za takie coś bym łapy poucinał! Mam nadzieję, że Rory wpadł pod autobus w swoje urodziny! Wraz z 'troskliwymi' znajomymi ;]



Artyzm ;)



Las jak zaczarowany :)


W Kambodży zbliżał się Khmerski Nowy Rok! Miejscowa młodzież świętuje grami i zabawami :)
Poczułem się jak na WF w podstawówce ;) Postaram się niedługo wrzucić krótki filmik na czym te zabawy polegały :) Ogólnie dużo śmiechu i zabawy! I biegania :)



Makaki i ich opiekun :)



Wybaczcie szczątkową treść, ale za 5min kawiarnie zamykają...