piątek, 30 sierpnia 2013

Indonezja - witamy na równiku!


Jak się pewnie już przyzwyczailiście, nowy post z poślizgiem ;)

Z miasta kotów, wczesnym rankiem wyruszyłem na autostopową wyprawę do Indonezji :)
Wiza do Indo kosztuje 25$, i można ją dostać na wszystkich międzynarodowych lotniskach oraz na... jednym, jedynym przejściu lądowym, które przekroczyłem :)
Stop w Malezji, jak już doskonale wiecie to bajka - 2 samochody, 2ka kierowców i już jestem na granicy :)
Przekraczam ją pieszo, wkraczam na nowe, niezbadane, tajemnicze terytorium :)
Uwielbiam tą niepewność, kiedy robię coś zupełnie nowego, kiedy wkraczam na terra incognita. O Indonezji słyszałem wiele... wiele złego. Jaka będzie dla mnie? O tym poniżej! :)

Opis mapki: Punkt A - Kuching, Malezja
Punkt B - Pontianak
Punkt C - Singkawanga

Tuż za granicą, inni ludzie, ciemniejsi (choć też głównie Malajowie), nikt nie mówi po angielsku. Ale... wszyscy się uśmiechają, machają do mnie, zagadują. Pierwsze wrażeni - nie jest źle! Gorzej było ze stopem. Tak jak się spodziewałem... na 10 samochodów, 9 kierowców pytało się o kasę... Kilka krótkich stopów, po kilka kilometrów, wreszcie jeden dłuższy i kolejny do samego Pontianak! Drogi na Kalimantanie... często nie istnieją... Po takich wertepach w życiu nie jeździłem! Trasa od granicy do Pontianak (bardzo popularna) przez kilkaset km jest drogą gruntową! A w rejonach, gdzie są intensywne deszcze, droga była przeorana ogromnymi wyżłobieniami. Bez 4x4 nawet nie ma co się wybierać w tamte rejony!

Jedno z miasteczek mijanych po drodze.

Pod wieczór dotarłem do pierwszego celu mojej podróży - miasta Pontianak. Ostatni kierowca, pomimo ciągłego powtarzania, że nie mam kasy, na sam koniec zapytał oczywiście o zapłatę... Cóż, ludziom w Indonezji nie mieści się w głowie, że można chcieć gdzieś pojechać i to o zgrozo za darmo!
Pontianak (po malajsku wampir) - jedno z kilku miast na całym świecie leżące na równiku!

Poniżej mój pierwszy indonezyjski posiłek!
Straszono mnie, że w Indonezji wszyscy chcą Cię okraść, oszukać, naciągnąć. Że to dla nich dosłownie 'punkt honoru' żeby białasa choćby na 5zł naciągnąć.
Otóż... pierwszy posiłek zjadłem za darmo! Czekałem w restauracji na mojego hosta. Panowie siedzący przy pobliskim stoliku postanowili mnie poczęstować lokalnymi specjałami :)

W Indonezji na deser jada się smażone placuszki z bananami smażonymi w cieście i posypanymi czekoladowymi wiórkami i... masakrycznie pikantnymi papryczkami chilli :D Myślałem, że przywykłem do ostrego jedzenia, ale te małe diabełki chciały mi gardło wypalić! Darowanemu koniu nie zagląda się w zęby. Było pyszne!

Rzeka Kapuas - podobno najdłuższa rzeka świata leżąca na wyspie.




Pierwsze wrażenia - "Co jest? Jeszcze nikt nie chciał mnie oskubać!" Mój host, znaleziony na Couchsurfing okazał się być bardzo pomocny. Własny pokój, z oddzielną łazienką, oferta mogę zostać ile tylko chcę, wspólne wycieczki, oprowadzanie, tłumaczenie - przewodnik i gospodarz idealny! :)
Do Pontianak dociera bardzo niewielu turystów, miejscowi są bardziej zaskoczeni niż ja, jak mnie widzą ;)

Tak wygląda centrum.

Ferdi, mój host, pracuje w finansach. Jego praca polega na spotkaniach z klientami, więc mógł wychodzić kiedy chciał na 'ważne spotkanie' ;) Mój pobyt w Indonezji złożył się ze świętym miesiącem poszczenia muzułmanów - Ramadanem. Ferdi i większość jego znajomych poważnie podchodzili do tego, jednego z pięciu filarów ich wiary. Pobudka o 3 rano, żeby się najeść przed świtem, kolejny posiłek po 18... Dla mnie masakra. Bez jedzenia, co gorsza bez wody! Z poszczenia zwolnione są tylko małe dzieci, chorzy, starcy i kobiety w ciąży.
W Indonezji, jak przystało na 'zły' muzułmański kraj pełen ekstremistów, restauracje w trakcie dnia były 'pochowane' za płachtami, żeby przechodnie nie widzieli ludzi jedzących w środku. Część obywateli gdzieś miało post i zupełnie nie kryło się z jedzeniem czy piciem. W postępowej i laickiej Anglii nauczycielka zabroniła przez cały dzień picia wody małemu chłopcu (Brytyjczykowi), żeby nie urazić poszczących kolegów z klasy... Komentować chyba nie trzeba...

W każdym razie, moi miejscowi, malajscy znajomi dzielnie znosili trudy postu :)




RÓWNIK! Ta-dam!!! :)
Pomnik równikowy, wyznaczający miejsce przebiegu granicy pomiędzy półkulą północną a południową :)


A w środku mniejsza, oryginalna wersja pomnika, sprzed bodajże 100 lat :)

Bezczelni Ci Indonezyjczycy! Jak można flagę Polski do góry nogami powiesić! :/ Wstyd :P


Zachodnie Borneo, poza sporym odsetkiem napływowych Malajczyków i Jawajczyków, głównie zamieszkują Dajakowie. Oryginalni mieszkańcy Borneo. Co ciekawe, większość Daya to chrześcijanie, Malajczycy i Jawajczycy - islam. Daya są o wiele jaśniejsi od pozostałych mieszkańców. Ich kobiety są również wyjątkowo urodziwe :) A przynajmniej wyjątkowo wpasowały się w mój gust. Wielu Daya było łowcami głów :) Jeszcze w XX wieku zdarzały się przypadki polowań na ludzi..


Wędzone mątwy(?). Tradycyjne danie na czas Ramadanu, serwowane tylko w Pontianak :)
Wysuszona mątwa, bardzo twarda, więc przed podaniem pani ubiją ją młotkiem niczym my schab na kotlety :)



A oto ubita i spłaszczona mątwa. Słona, ale całkiem smaczna :)

Ferdi zabrał mnie nawet na wycieczkę do Singkawanga. Miasteczka położonego ~200km powyżej (punkt C). Co ciekawe, jest to lokalne China Town! >90% mieszkańców to chińscy imigranci! Zgodnie z legendą przypłynęli tutaj dawno temu uciekając przed jakąś wojną :) Chińczycy całkiem nieźle opanowali spory kawałek Azji pd-wsch!



A oto i nasza wesoła gromadka! :D

I niesamowite widoki z najstarszej, buddyjskiej świątyni w okolicy :)

Pamiątkowa fotka! Po lewej Fergi, dalej Kiki (100% Chinka z Jawy:P), autor i kolega, którego imię mi umknęło. Znajomy Fergiego, przyłączył się po drodze do naszej wycieczki.



Znawców buddyzmu prosiłbym o wytłumaczenie, dlaczego ten smok rzyga do tej miski? :P

I sama świątynia :)


Ekipa w akcji!

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na plaży, na posiłek po-postowy (nie wiem jak to nazwać), o 18 jak zachodzi słońce, imamowie z meczetów wieszczą całemu światu, że już można jeść :) I wszyscy radośnie zabierają się do konsumpcji :)
Wersja indonezyjska - jemy bez użycia sztućców :)


Zachód słońca był piękny...


Planowałem w Pontianak spędzić jedną-dwie noce, zostałem tydzień :) Dobrze mi tam było. Ciepłe łóżko, dobre jedzonko, mili znajomi :)
Miałem problemy, żeby się stamtąd zabrać ;)

...A w następnym odcinku o tym jak przejechałem stopem pół Borneo :D

środa, 14 sierpnia 2013

'Hangover 5' - Kuching! Miasto kotów


Kuching
Starczy już mi tego Sabah! Planowałem spędzić tutaj miesiąc, a niedługo będą trzy... Nie powiem, wygodnie mnie się tu żyje. Jedno z niewielu miejsc, w których poczułem się jak w domu. Mam tu dobrych znajomych, szalone imprezy z Randolfem, codzienne operacje zwierzaków w SPCA i w klinice. Do kieszeni czasem coś wpadnie :) ...Ale starczy tego dobrego! Pora ruszać w drogę! Natura trampa się znów odezwała. Zew drogi jak to mówią... Postanowione - przez następny miesiąc - szlajam się po bezdrożach Indonezji:)
Ale jak się na owe bezdroża dostać, aby nie było zbyt łatwo i wygodnie ;) My, Polacy, do Indonezji potrzebujemy wizę (całe 25$:/ ). Wizę on arrival można dostać na lotniskach, międzynarodowych portach morskich i... na jednym, jedynym przejściu lądowym, które okazało się łączy Indonezyjski Kalimantan z Malezyjskim Sarawak, właśnie na Borneo. Trasa została zaplanowana:) Pierw docieram do Kuching w Sarawak, stamtąd stopem do granicy i dalej na południe w kierunku równika, aż do miasta Pontianak. Jednego z niewielu miast na świecie położonych na równiku!
Taki plan. Ale jak z jego wykonaniem? Otóż z Sabah do Sarawak jedyna trasa biegnie przez Brunei. Nie chciało mi się znów stemplować dziesięciokrotnie mój paszport:P W dodatku trasa zajęłaby kilka dni. A co mi tam, sprawdzę loty, może promocja będzie... i była! Lot Malaysian Airlines, wraz ze 30 kg bagażu, na trasie Kota Kinabalu - Kuching - 50zł !!! I jak tu nie skorzystać?! :)
Ostatnie operacje, wielkie pakowanie i... ruszamy razem z Randolfem w trasę! Randolf ma w Kuching dobrego znajomego - Daviesa, kumpla jeszcze z czasów studenckich, zapowiada się niezła impreza :D
Bilet okazał się zbyt tani do pełni szczęścia, lot był opóźniony 3 godziny :P


Jedna ważna informacja o Kuching. W języku malajskim 'kuching' oznacza kot :) A miasto jest słynnym, kocim miastem :) Wszędzie pełno kótów! Tych żywych, wszędobylskich, jak i tych betonowych :)

Niestety, z 5tej części "Hangover" niewiele wyszło, przez cały wieczór pilnowała nas żona Daviesa. A takie piękne plany były... :(
Pani Davies była wciąż mocno wkurzona za ostatnią imprezę na Randolfa;) Zablokowała go mężowi na fejsie, zaczęła kontrolować komórkę, itp :P Nie wiem do końca o co poszło, ale podobno chodziło o obecność pewnych pań ;)


Ale i tak było bardzo fajnie. Mieszkaliśmy w ich domu, przed bramą 4 wypasione samochody, w salonie skromna 60-calowa plazma, wieczorne piwko w burżujskim barze, owoce morza na kolacje, weterynarzom w Malezji się powodzi, nie ma co!
Na następny dzień dostałem od Daviesa... propozycję pracy:D W jego klinice, za całkiem sensowną sumę. Kurczę, a podobno od nadmiaru głowa nie boli! Musiałem jednak odmówić, zew przygody był zbyt silny!


Praca jeszcze się znajdzie ;)
Po względnie spokojnym wieczorze imprezowym, z samego rana wyruszyłem na spotkanie nowej przygody:)

I'm going to Indonesia! :)



piątek, 9 sierpnia 2013

Smellporna - miejskie śmieci i morskie cuda

Na zdjęciu powyżej widok z okna z mojego hostelu :)

Po pracowitym Sandakanie nadszedł czas na trochę lenistwa i zwiedzania :)

Semporna, zwana przez niektórych "Smell"porna, z racji wszędobylskiego aromatu rozkładających się śmieci ;) Miasteczko wyjątkowo mało ciekawe, ale za to z pięknymi wyspami i najlepszymi miejscami do nurkowania na świecie! :)
Jeden z moich przystanków :)

Zdjęcie niestety nie mojego autorstwa, ale pokazuje jedną z pobliskich wysepek :) Fajnie tam mają, co? :)

W samej Sempornie wiele ciekawego nie ma. Może poza marketem rybnym, gdzie można pooglądać wszelakie morskie cuda i dziwy.


Stąd nieoficjalna nazwa - miejscowi średnią przywiązują wagę do sprzątania i nie śmiecenia...

Wspomniany już market :)
Towar bardziej świeży być chyba nie może, przywożony na bieżąco!


Te dzieci wychowują się w całkowicie innym środowisku niż my... W okolicy pełno osiedli, wiosek na palach, położonych na środku morza! Wyobraźcie sobie! Brak prądu, brak bieżącej wody, brak łączności komórkowej, Twoja mała, drewniana chatka na palach, kilka chat sąsiadów, czasem jakieś wspólne 'podwórko' zbite z desek i... to Twoje całe otoczenie! Wszędzie naokoło woda! Fajnie na wakacje, ale na dłuższą metę bym nie wytrzymał..


Tutaj chatki na palach dla turystów.


A oto i podmorskie cuda. Rybki bardzo świeże!

Płaszczka! Jak czyta to jakiś ichtiolog amator, prosiłbym o identyfikację czego się da:)


Mega-wielkie krewety po 25zł/kg! :)


Miejscowe 'huligany' :P

Rybki z kolcami.


Te tęczowe to papugoryby, tyle wiem :)



Nie wiem czemu, ale ciągnie mnie do opuszczonych budynków. Taki urban-explorer amator ze mnie. Niestety owego 'cuda' nie dało się zwiedzić.

Stalowy szkielet :)

Tutaj jak pocztówka z upadłego powstania :)


Wybaczcie skąpy opis, ale w Sempornie NIC się nie działo. Miasteczko nudne, wyspy piękne (ale drogie).
Za kilka dni kolejna część naszego "Kac Vegas"! Tym razem odcinek w mieście kotów! :)