piątek, 11 stycznia 2013

Singapur - część 2



Wyprawa do Singapuru - akt drugi :)
Oprócz szampańskiego sylwestra spędziłem w Singapurze dodatkowe kilka dni, w celach wyłącznie turystycznych. A co! Po trzech miesiącach pracy dzień w dzień w klinice należy mi się! :)

Życie czasami zaskakuje bardziej niż najlepszy serial SF w telewizji. Poniżej kartka z cytatem, jaką zobaczyłem na automacie z napojami (!) pośrodku parku, w kompletnie pustym i odludnym miejscu.

Dziwne uczucie czytając te słowa, będąc w SINGAPURZE !!! :)



W SG kwestie religii są drugorzędne. Najważniejszy jest dobry biznes. W mieście sporo kościołów i świątyń najróżniejszych wyznań.

 Pamiętajcie, aby być zdrowym, należy jeść duże enzymów!:P


Orchid Street





 Reklama zegarków - asian style.

Pozdrowienia z samego centrum Singapuru!!! Aż ciężko uwierzyć, że w promieniu kilku kilometrów naokoło mnie jest tętniąca życiem metropolia, która nigdy nie zasypia. Na zdjęciach poniżej - rezerwat przyrody - jedno z niewielu 'dzikich' miejsc w SG.




 Jedynie wieżowce widoczne w tle przypominają, gdzie jestem.

Oczywiście tam gdzie Grześ nie może zabraknąć 'borostworów' :)
Przed państwem dorosły samiec skorpiona Lychas scutilus. Ci co czytają bloga pamiętają, że jego kuzynka "poczęstowała" mnie swoim jadem jakiś czas temu w Tajlandii :)


Pod całym miastem wydrążona jest sieć tuneli metra - komunikacja miejska jest jedną z najlepszych na świecie! Czy to metrem, czy autobusem możemy się szybko i tanio dostać w praktycznie każde miejsce kraju.
Co przykuło moją uwagę - tunele i kolejki są szersze od naszej jedynej w kraju warszawskiej nitki metra. Tam widać planują i budują ludzie rozsądni - w szerszym wagoniku mieści się o wiele więcej ludzi. W Warszawie ZAŁOŻĘ SIĘ, że druga nitka będzie równie wąska co pierwsza ;)


Azjatycka wersja suszarki do prania. Chińczyk może się wyprowadzić, ale Chiny się z niego nie tak szybko ;)

Przedmieścia - bajeczne drzewa, zupełnie jak nie u nas przypominające mi jak blisko równika już jestem.

Ogromne epifity dosłownie WSZĘDZIE!


Chinatown - bardziej chińskie niż to w Kuala Lumpur :)

Tradycja vs nowoczesność.
Chinatown, a w tle Marina Bay i jej wieżowce.


Może pamiąteczkę? :D

Te kotki są MEGA !!! Ruszają łapką i są tak kiczowate, że aż musiałem sobie jednego sprawić! :D
Zgodnie z tradycją kotek łapką zagarnia mamonę :)

Chińszczyzna ;)

Drzwi do Świątyni :)

Choinka, święta... jakoś tak mało świątecznie gdy w cieniu +30°C i lejący się z nieba żar :P

Tradycja i nowoczesność po raz drugi :)

Jestem ciekaw na jak długo przylecieli i kiedy wrócą na swoją planetę...





Miasto wieczorową porą robi EKSTRA wrażenie! :)


















Z Singapuru zdecydowanie trudniej jest wyjechać stopem niż przyjechać! Niestety mnie się ta sztuczka nie udała. Po obejściu na piechotę ogromnego parkingu i resztek przejścia granicznego i wylądowaniu na samym środku wielopoziomowego skrzyżowania autostrady - czyt. cudem uniknięcia śmierci przez rozjechanie dałem sobie spokój I jak człowiek (:P) wsiadłem w autobus. Nie powiem, 35zł za 350km w takich warunkach - cena nie najgorsza :)


Nowy rok - nowe przygody, nowe wyzwania :)
W Kuala Lumpur zostaję do ~21-go stycznia, a od 14-go lutego rozpoczynam wolontariat na Langkawi! :) W schorisku LASSie - Langkawilassie.org.my
Langkawi to malezyjski archipelag położony na Morzu Andamańskim, nie tak daleko od Koh Lanty ;) Co ciekawe cały rejon jest jedną wielką strefą bezcłową!

Pewnie się zastanawiacie co będę robił w tym przeszło trzy tygodniowym 'okienku' pomiędzy KL a Langkawi. Mianowicie będę... zwiedzał! Na reszcie! Po >3 miesiącach mieszkania w Malezji w końcu się wyrwę poza miasto i będę miał czas spokojnie objechać całą okolicę! :)
Już mi trochę zbrzydło siedzenie na tyłku w mieście - ileż można!\


Część zdjęć należy do Davida Nieto - http://elcieloyelmundo.blogspot.sg/ i zostały przeze mnie wykorzystane za jego wiedzą i zgodą :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz