W ostatnich tygodniach bardzo krucho miałem z internetem...
Przed Wami moja krótka opowieść o najbardziej hardcorowej podróży jaką miałem okazję w życiu odbyć.
Jak pamiętacie, dotarłem stopem do Balikpapan, miasta na wschodnim brzegu Borneo. Kolejnym punktem wyprawy było przepłynięcie promem pasażerskim do Makassaru, który już leży na Sulawesi. Bilet kupiłem najtańszy (^^), w ramach oszczędności i w ramach przeżycia czegoś ciekawego. Bilet, podobnie jak w naszym PKP, bez miejscówki. Przystań przed przypłynięciem promu wyglądała jak Dworzec Centralny przed świętami... tylko, że do kwadratu! Milion ludzi! Całe rodziny, z dziećmi, z tobołami, jakby migrowali z całym dobytkiem.
Prom odpłyną ze standardowym, 2-godzinnym opóźnieniem. Zamiast o 23, o 1 w nocy.
Trasę ~600km mieliśmy pokonać w ~24h. Proszę Państwa, na zdjęciu poniżej moje łóżko! Miejsce gdzie spędziłem noc... Miałem może z 1,5m długości pokładu dla mnie i moich tobołów... Na szczęście w nocy nie padało. Choć silny wiatr dość skutecznie wychładzał.
A to widok, jaki zastałem rano...
Wyobraźcie sobie ogromny, 7 poziomowy prom pasażerski, wypełniony po brzegi ludźmi, wiozącymi cały lub prawie cały ich dobytek! Statek był strasznie przeładowany! Ludzie spali dosłownie wszędzie! Po korytarzach ledwo co się dało przedostać, wszędzie śpiący ludzie... starzy, młodzi, dzieci, całe rodziny, pełno migrującej młodzieży... Nie wiem ile tysięcy ludzi płynęło razem ze mną. Czułem się jak na statku z uchodźcami z jakiejś strefy wojennej... Uczucie nie do opisania.
W kabinach komunalnych panował straszliwy zaduch i smród nie do opisania, setki spoconych ciał...
Była to bardzo traumatyczna noc dla mnie. Sam, na statku pełnym obcych ludzi, gdzieś pośrodku Indonezji. Dla człowieka wychowanego w zachodniej cywilizacji szokiem jest widzieć, że ludzie w XXI wieku są zmuszenie podróżować w TAKICH warunkach! Narzekamy na tą naszą Polskę, ale jakoś nie przychodzi nam na myśl, że żyjemy w jednym w najbogatszych państw na świecie... i, że zdecydowana większość mieszkańców naszej planety ma zdecydowanie gorzej... Takie doświadczenie zmienia perspektywę...
Po dziwnej, surrealistycznej nocy nadszedł czas na dzień. I słońce! I bezkresne morze wokoło statku! I niebo! I chmury! Było pięknie!
A ludzie... okazali się, jak to zresztą wszędzie w Indonezji bardzo mili, życzliwi, ciekawi świata i kim jestem. Pomocni :)
Chętnie pozowali do zdjęć, sami robili sobie fotki ze mną (byłem pewnie numerem jeden rozmów w kilku wioskach potem, i źródłem wielu komentarzy na FB pod wspólnymi zdjęciami;) )
Niesamowita jest pogoda ducha tych ludzi. Podróżują w warunkach bydlęcych (ba, krowy z Australii leciały jumbo-jetem, więc miały lepiej...), a uśmiechów nie brakowało.
W tle wyłania się tajemnicze Sulawesi... Od podstawówki, od kiedy po raz pierwszy uczyłem się o tych wyspach - Borneo, Sulawesi, Jawa, Papua - od małego pragnąłem kiedyś zobaczyć te miejsca na własne oczy! Nie tylko kontur na mapie... I tak oto spełniam swoje kolejne, dziecięce marzenie :)
Pamiętacie kiedy ostatnio mieliście czas leżeć na plecach i gapić się na chmury?! Ja też nie! ;)
Po nocy zawsze nastaje dzień. Dzień pełen pomyślnych myśli, nowych, dobrych znajomości, miłego leniuchowania z książką i niebem pełnym kształtów do interpretacji :) Pozytywny dzień :)
Sulawesi!
Wyładunek i załadunek jednocześnie...
Tutaj już Makassar wieczorową porą. Piękny zachód słońca :)
Tak sobie myślę, ile w minionym roku miałem okazję podziwiać pięknych zachodów słońca, w najróżniejszych, egzotycznych miejscach... Życie jest wspaniałe!
Fortes fortuna adiuvat!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz