czwartek, 5 czerwca 2014

We're going to the Philippines!


Jestem regularny jak cholera :/ Jak sami zresztą widzicie ;)
Zapadła decyzja o powrocie. Nic mnie już w Azji nie trzyma, a pewne względy osobiste sugerują powrót gdzieś bliżej Polski. Ale zanim to nastąpi... Jedziemy na Filipiny! :D

To będzie moje pożegnanie z Azją. Ostatnia okazja, żeby się nacieszyć, przed powrotem do szarej i zimnej Europy ;)

Mieliśmy lecieć grupą. Z Alicją, Randolfem, Bonym i jeszcze paru innych znajomych. Grześ wyleciał 2 dni wcześniej, akurat było promo na bilety. Bilet z Kota Kinabalu do Manili za niecałe 100 zł, grzech nie brać! Bilet oczywiście w jedną stronę. Nie wiem kiedy, jak i skąd wrócę na Borneo.


PODRÓŻNIK MODE: ON
Wysyłam wcześniej kilka requestów na CouchSurfingu, niedługo potem mam odpowiedź - mam nocleg!
Ląduję w Manili wczesnym popołudniem. Lotnisko mają jedno, za to 4 terminale! Każdy daleko od siebie, na każdym lądują inne linie. Niezły chaos. Po burżujsku zamawiam taksówkę, a co, stać mnie! W końcu jestem w kraju, gdzie nawet dla Polaka jest tanio ;)


Centrum Manili - podobne jak każdego wielkiego azjatyckiego molocha. Tylko bardziej brudne, głośne i kolorowe. Okazało się oczywiście, że owszem, mam nocleg w samym centrum miasta, a nawet lepiej, w samym środku dzielnicy czerwonych latarni - czyli burdelownie na każdym rogu ;)


Pierwotny plan był taki. Poczekać aż reszta grupy dołączy, poimprezować z nimi, oni po weekendzie wracają do KK, ja sobie robię Tour de Philippines i po 2-3 tyg też tam wracam. Oczywiście, Randolf nie byłby sobą gdyby mu nagle coś nie wyskoczyło i w ostatniej chwili anulował swój przylot. W dużym skrócie, olali mnie :P
Spoko, damy radę. Postanowiłem zwiedzić miasto na własną rękę i po 2 dniach się stąd ewakuować w jakieś ciekawsze miejsca. Zupełnie przypadkiem, akurat była niedziela, dowiedziałem się od spotkanego przechodnia, że do Muzeum Miejskiego nie ma dziś opłaty za wstęp :>
Muzeum szału nie robiło, ale za to niektóre wystawy były mocno ciekawe. Na ostatnim, zamkniętym dla zwiedzających piętrze znalazłem takie tam kosteczki :D



Kto odgadnie co to za smok? ;)

Szok może wzbudzać bogactwo i różnorodność kultur ludów zamieszkujących Filipiny. Niby jeden kraj, ale praktycznie co wyspa to inna kultura, inne tradycje, obrzędy, inne języki. Jeden wielki miszmasz.
Na zdjęciu poniżej tradycyjne studio tatuażu ;)

A tutaj miejscowe laseczki ;) Fakt faktem, filipinki śliczne są :)


To była zaciemniona ekspozycja, wchodziło się jak do jaskini, gdzie jedynie eksponaty były podświetlony. Te wszystkie figurki zostały odnalezione w jaskiniach - wyobraźcie sobie schizę pierwszych odkrywców, jak nagle, gdzieś w głębokiej jaskini oświetlasz latarką coś takiego :D




Filipiny są bardzo biednym krajem. Jednam z najbiedniejszych w jakich miałem okazję być. Manila, wiadomo jak to stolica - z jednej strony ogromny przepych, limuzyny, kasyna, biurowce, z drugiej - miliony ludzi mieszkających na ulicach, szukających w wielkim mieście odmiany swego losu...
Strasznie się ten kontrast ogląda.. Na zdjęciu poniżej pole golfowe. W samym centrum miasta, wokół murów obronnych starego miasta.


Oczywiście pole jest starannie ogrodzone wysokim płotem, żeby nikt niepowołany się nie przedostał. Na polu widać zadowolonych z życia ludzi, relaksujących się w upalne, niedzielne popołudnie.


A z drugiej strony płotu... Tej cienkiej, a tak drastycznej granicy - mieszkają całe rodziny... Koczując w cieniu drzew, śpiąc na kartonach, z całym dobytkiem mogącym się zmieścić w niewielkiej torbie..


Bardzo mnie to męczy. Tak oczywista niesprawiedliwość na świecie. Politycy na Filipinach są strasznie skorumpowani, kradną miliony, miliardy $, budują sobie ogromne rezydencje, a lud... lud głoduje. A najstraszniejsze jest to, że nikomu, od ONZ, Banku centralnego czy USA zaczynając, po lokalny rząd - nikomu nie zależy na tym, aby tą sytuację zmienić. Bo gdyby nie biedacy pracujący za bezcen globalna gospodarka by upadła.

W takich momentach, zaczynasz sobie uświadamiać, jak ogromne szczęście masz. Że akurat los sprawił, że urodziłeś/aś się w Polsce, w Europie. W kraju cywilizowanym. Tak narzekamy na naszą ojczyznę, ale tak na prawdę mamy OGROMNE szczęście. Jesteśmy wybrańcami losu. Należymy do top2% najbogatszych mieszkańców tej planety. To straszne uświadomić sobie, że Ty tutaj jesteś na wakacjach, zwiedzasz świat, robisz sobie gap year, życie jest piękne. A spotykasz ludzi, którzy nie byli nigdy w mieście 200 km dalej, bo nie mają albo czasu albo pieniędzy na taką wyprawę... To straszne, gdy poznajesz młodych ludzi, inteligentnych, ciekawych świata, chcących coś w życiu osiągnąć, ale praktycznie skazanych na porażkę... Skazanych, na spędzenie reszty życia w tej przydrożnej wiosce, pośrodku niczego. Bo nie mając nic, mogą najwyżej spróbować szczęścia w wielkim mieście i dołączyć do milionów takich jak oni mieszkających w slumsach Manili... Nie mają alternatywy, nie mają wyboru, nie mają socjalu, tak jak my... W takich momentach boli serce. Coś zwykłego dla mnie, jest dla nich nieosiągalne, a ja.. a ja nie mogę nic zrobić aby im pomóc...
No! Musiałem się wreszcie wyżalić.



Ponad 300 lat pod Hiszpańską koroną bardzo skutecznie zniszczyło lokalne tradycje i folklor. Filipiny obecnie są bardzo, bardzo katolickim krajem. Taka druga Polska ;) Wszędzie pełno kościołów, co druga nazwa miejscowości pochodzi od świętego. Tylko ludzie o wiele poważniej podchodzą do swojej wiary. Przypadkowy współpasażer na promie potrafi sypać cytatami ze Świętej Księgi jak asami z rękawa. Coś w tym jest, że im biedniejsi ludzie, im gorsze warunki do życia tym większe przebicie wszelakich religii. Tak łatwiej komuś wytłumaczy, że teraz żyjesz w biedzie, w cierpieniu, ale jak będziesz dobry (wg danej religii) to po życiu trafisz do nieba i wszystkie Twoje problemy się skończą.



To chyba pałac gubernatora :P

A tutaj jakie zdziwienie mnie ogarnęło. W samym centrum miasta, zupełnie przypadkowo natrafiłem na Polski Konsulat :) Niestety w niedzielę zamknięty ;)



Śierściuchów nie mogło zabraknąć

Kolejna refleksja jaka mnie naszła w trakcie mojej wizyty. Na poniższym zdjęciu widzimy budynki starego fortu. Czy te odpryski na ścianach nie wydają Wam się znajome? Czy nie widujecie podobne na starych kamienicach w Warszawie, Wrocławiu czy w innych miastach? Przeszło 70 lat temu, agresją niemiecką rozpoczęła się II Wojna Światowa. Ślady po kulach, widoczne na poniższym zdjęciu to efekt bitew tej samej wojny. Pomyślcie, drugi koniec świata, ludzie walczący tam i ginący nawet nie wiedzieli gdzie lezą Niemcy a gdzie Polska. Nie wiedzieliśmy na wzajem o swoim istnieniu, a ginęliśmy w tej samej wojnie... Dla tych samych, chorych ideałów...


Wpływy hiszpańsko-katolickie widoczne są wszędzie.

Słynna brama fortowa.


Powykręcane drzewo parkowe.

I skarby pod nim ukryte ;)

Panorama miasta znad rzeki.


Brudna woda, syf, wszędzie śmieci, statki pływające, a pod mostem, w środku miasta co widzę? Niczym z filmu Planet - miejscowe dzieciaki radośnie pluskają się w wodzie.



Znów nadrabiam ;) Wrzucę w najbliższym czasie kolejne zdjęcia z Manili! Stay tuned ;)

3 komentarze:

  1. Mam pytanko, czy język był dla pana jakąś przeszkodą przy wykonywaniu zawodu za granicą? Czy musiał pan zdawać cretyfkaty, uczyć się terminologii po angielsku? Bardzo proszę o odpowiedź. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Język był i dalej czasem jest przeszkodą. Certyfikatów nie zdawałem, a część studiów w języku angielskim pomogła. Terminologii trzeba się uczyć, polecam czytać prace kazuistyczne, literaturę fachową właśnie po angielsku.

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję za odpowiedź!

      Usuń