Oto historia szalonego Mambo :)
Pies. Dorosła suka rottweilera w wydaniu azjatyckim - czyt. jej agresja objawia się jedynie poprzez lizanie i skakanie niczym w psiej wersji 'ADHD').
Przyjechała do nas prawie miesiąc temu z prostym, banalnym wręcz do złożenia złamaniem kości piszczelowej.
Prosta osteosynteza - jeden gwóźdź Küntschera, trochę drutu i gotowe. Efekt końcowy zadowalający :)
Zdjęcia śródoperacyjne |
Jednak już w kilka dni po operacji pojawiły się komplikacje. Jak widać na zdjęciu poniżej; kość, wraz z gwoździem niebezpiecznie się wygina. Powodem jest... nieokiełznany temperament Mambo!
Opatrunek jest zmieniany codziennie, pies w tym czasie skacze i biega po gabinecie wyrywając się sanitariuszom. Nic nie robi sobie ze świeżego złamania i używa nogi jakby nigdy nic.
Na efekty takiej beztroski nie trzeba było długo czekać...
Jesteśmy zmuszeni operować Mambo po raz drugi!
Tym razem metoda już bardziej skomplikowana; bo i kość w gorszym stanie - płytka kompresyjna wraz z sześcioma wkrętami.
Jednak i one nie przypadły psu do gustu... Na kolejnych zdjęciach widać jak z biegiem czasu kończyna znów się wykrzywia, płytka przekrzywia i w końcu dochodzi do otwartego złamania (!).
gUpi pies! Zwróćcie uwagę na zdjęcie poniżej - w jakim stanie jest kość. Ile odłamów kostnych widać... A teraz porównajcie poniższe zdjęcie ze złamaniem ze zdjęcia pierwszego.
Zdjęcia nogi. Widoczna duża, patologiczna krzywizna kończyny.
Mambo doprowadziła do otwartego złamania !!! Na zdjęciu, po środku widoczny wystający odłam kostny.
Trzecią (!) operację wykonał już sam szef. Z racji iż kość jest strasznie pogruchotana wymagało to ogromnej wprawy i doświadczenia. Do pozostawionej płytki kompresyjnej, już tylko z dwoma wkrętami dodano drugą płytkę, tym razem leżącą bezpośrednio na kości, stabilizując jej odłamy 6-ma dodatkowymi śrubami.
Jakby tego było mało ranę powikłała infekcja... Pseudomonas aeruginosa !!! Jedna z najgroźniejszych i najbardziej lekoopornych bakterii! Wyjątkowo paskudna i trudna w leczeniu.
Widzicie. Jeden pies, aż trzy operacje, każda innego typu. Pomijam rychłe bankructwo właściciela, ale pomyślcie ile wiedzy na takim przypadku zyskuje młody adept weterynarii :)
RTG jest cyfrowy, prawda?
OdpowiedzUsuńjakoś zdjęć powaliła mnie na kolana.
Sam aparat jest... z lat 70-tych! I jest to w dodatku wersja dla ludzi ;)
OdpowiedzUsuńWywoływanie już jak najbardziej cyfrowe :)
O!
OdpowiedzUsuńPytałam, bo jeszcze zdjęcia analogowego w takiej jakości nie widziałam.
Biedna sunia... powiedz mi, czy podczas rekonwalescencji latała luzem, czy była w klatce? Ale co prawda to prawda: super możliwości edukacyjne :)
OdpowiedzUsuńZ moim kotem też miałam przeżycia, kiedy wypał z drugiego piętra. Złamanie spiralne z przemieszczeniem (nie znam fachowego określenia). Operacja, drut, gips. Jeszcze w ciągu pierwszej doby od operacji, w nocy, kotek pozbył się gipsu. Trzeba było znieczulać i zakładać nowy. Na szczęście obyło się bez ponownej operacji. 3 tygodnie w tym jednym gipsie, a potem niespodzianka - kot bez opatrunku, za to z wystającym z kolana na 2 cm drutem! I kolejne usztywnienie. Po kolejnym tygodniu, a w sumie ponad miesiącu wreszcie bez gipsu. Wszystko jest OK. A nie byłoby tak, gdybyśmy nie trafili na weterynarza o złotym sercu, któremu niezmiernie dziękujemy!
OdpowiedzUsuńJak się miewa Mambo?
OdpowiedzUsuńNie mamy z nim kontaktu, więc pewnie dobrze. Mieszka już u siebie w domku :)
UsuńTymczasem mamy nowego 'szalonego' rottweilera - Boba. Mega przyjemne stworzenie :)