wtorek, 16 kwietnia 2013

LASSie Clinic


Wybaczcie długą zwłokę. Od >2tyg robię za prywatnego przewodnika dla mojego brata i jego znajomych. Praca, jak to z Polakami - wyczerpująca fizycznie i psychicznie ;) A, że ciągle w trasie, to nie było czasu na aktualizację :(

Dziś kilka zdań (NARESZCIE!) o LASSie, czyli Langkawi Animal Shelter & Sanctuary Foundation. Miejscu, w którym pracowałem przez cały mój pobyt na Langkawi.
LASSie działa podobnie jak inne organizacje tego typu. Schronisko dla bezdomnych psów o kotów + klinika. Klinika o tyle fajna, że, jak już wspominałem mamy wziewkę i nawet USG :D (z masakryczną głowicą:P)
Główne cele to wiadomo - ABC (Animal Birth Control), AR nie prowadzimy - Malezja jest wolna od wścieklizny. Do tego całkiem sporo klientów prywatnych - dermatologia, zatrucia, połamania (nie prowadzimy ortopedi!), masakryczne "maggot wounds", koci katar, panleuko, itp - czyli wszystko czego po klinice w tropikach się można spodziewać :)

Na stałe pracuje tutaj dwójka wetów - dr Tim (znajomy dr. Yeoh, dzięki niemu po raz pierwszy usłyszałem o LASSie), oraz dr Lesley - Brytyjka, od przeszło roku pracująca dla organizacji. Do tego Sonia; przeurocze dziewczę indyjskiego pochodzenia - odpowiada za karmienie i sprzątanie wszystkiego i wszystkich w klinice oraz studentka weterynarii z Berlina - Laura :)


To jeden z naszych pacjentów - śliczne kocie, niestety złamało łapkę. Właściciel pojawił się dopiero wtedy, kiedy noga przypominała cuchnący kikut... Nie pozostało nam nic innego niż podleczyć biedaka antybiotykami (ceftiofur i metro IV) i amputować łapkę... Oczywiście właścicielowi w międzyczasie o kotku się zapomniało... Maluch został z nami :)


 Kolejny pacjent, tym razem chodząca tajemnica - anemia i osłabienie niewiadomego pochodzenia, na szczęście długotrwała antybiotykoterapia IV postawiła ją na nogi :)


Oto dzielna Laura walcząca z kocimi kulami :P
Wasze kociaki zapewne też spędzają jakieś 50% życia na wylizywaniu sobie jajek. Nie wierzcie im, to taka popisówa! Nie widziałem bardziej brudnego fragmentu kociej skóry niż jego moszna!!! Im starszy kocur, tym czarniejsza! Dosłownie połowę czasu schodziło nam na doczyszczenie jajek, druga połowa na sam zabieg ;)


A tu już Sonia, w ramach szkolenia na pielęgniarkę wet, goli kotkę przed operacją owariohisterektomii :)


Dr Lesley nadzoruję Laurę, przeprowadzającą swoją pierwszą samodzielną OVH :)

Taka frajda - tyle wygrać!


Grupowe wyciąganie larw. Mieliśmy swego rodzaju zawody - kto pobije rekord i wyciągnie ich więcej! Mój rekord to >110 larw z jednej rany! Wszystkie tłuściutkie i paskudne :P

Kolejny członek ekipy-  Lynn; nadzoruje część schroniskową ośrodka + zarządza rachunkami w klinice. Hobby: larwy much!!! Uwierzcie mi, nigdy nie widzieliście takiej mieszanki obrzydzenia i radosnego podniecenia na widok rany pełnej larw! Które można wyciągnąć, wzdrygać się i je wszystkie policzyć :D



Jeden z mieszkańców kliniki - tłusta kicia. Urocza, ale nie lubi ludzi.

Moi sąsiedzi, hobby: zjadanie plastikowych szczotek i szczekanie przez pół nocy :D

Laura i mój ulubiony pacjent - noworodkowy waranik :)

Moja kolejna sąsiadka; hobby: rujkowe miauczenie przez pół nocy na parapecie mojego okna :P

2 komentarze:

  1. Czy po tylu larwach much dalej można czuć obrzydzenie? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko Boska mina Lynn nad miską z larwami... aż mi się sałatka nagle smakować przestała...

    OdpowiedzUsuń