poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Varanus salvator - egzotyczny pacjent


Przed Państwem waran leśny (Varanus salvator), mój pierwszy egzotyczny pacjent na Langkawi :)
Gatunek powszechnie występujący w Indochinach. Na wyspie, jak i w okolicach ośrodka również. pech chciał, że malucha (bo tej wielkości osobnik to gadzi noworodek) wypatrzył jeden z naszych psów... Na szczęście szybka interwencja Laury, i zestresowany malec został wyzwolony ze szponów (kłów) psiej bestii ;)


Malec był w dobrej kondycji ogólnej, jednak bliskie spotkanie z psem pozostawiło po sobie ślad w postaci rany (kąsanej?) powłok brzusznych, niebezpiecznie blisko kloaki.


Niepokój budziło nie tylko bezpośrednie sąsiedztwo kloaki, ale równie niewielkiego stopnia jej wynicowanie. Na zdjęciu powyżej rana jest już oczyszczona, kloaka również została oczyszczona oraz przepłukana solą fizjologiczną.



Życie dzikiego gada nie należy do łatwych. Na powyższym zdjęciu widzimy uszkodzoną (odgryzioną?) końcówkę ogona. Nie, nie przez naszego psa, ta rana miała już kilka dni. Spod tkanek wystawały kręgi ogonowe.

Z racji (jeszcze) niewielkiego doświadczenia w tego typu przypadkach postanowiłem zwrócić się o poradę do moich znajomych z przychodni weterynaryjnej SALVET. Pracujących tam lekarzyy, jak i całą klinikę mogę polecić z całego serca! Moim skromnym zdaniem pracują tam jedni z najlepszych gadzich specjalistów w kraju !!! :)

Dla zainteresowanych, poniżej podaję szczegóły proponowanej terapii:
- Enrofloksacyna (Baytril) - 10mg/kg mc (rozcieńczone z solą fizjologiczną aby uniknąć odczynów),
- Witamina C - 20mg/kg
- Codzienne kąpiele w rumianku. Rumianku w Malezji brak, pozostało na 10-15-minutowych kąpielach w ~0,5% wodnym roztworze chlorheksydyny.
Do tego intensywne karmienie, aby zapewnić odpowiednią ilość energii do rekonwalescencji. 

Zalecono mi również, kiedy gad już poczuje się lepiej przeprowadzenie operacji amputacji ogona (mojej pierwszej nie na ssaku!).

Stety (dla moich zawodowych aspiracji niestety;) ) rana ogona uległa bardzo ładnej demarkacji i martwy kikut sam odpadł. Ehh, taka okazja przeszła mi bokiem ;)


Końcówka ogona wygląda O NIEBO lepiej.


Eksperymentowałem z różnymi rodzajami pożywienia. Od świerszczy i rybek ze sklepu, poprzez własnoręcznie łapane gekony i owady. Rybka na zdjęciu okazała się trochę za duża dla pacjenta ;)


Ku mojej (i lekarzy z SALVETu) radości, oprócz zagojonego ogona, na razie pojawiła się bardzo ładna ziarnina! :)

Równo tydzień później, w mój przedostatni dzień na wyspie nastąpiło uroczyste pożegnanie z naszym ulubionym pacjentem i wypuszczenie do bajora, tym razem daleko od naszego ośrodka i naszych psów i kotów :)


Pierwsze kroki Laury w dziedzinie medycyny gadów. Lekcja pierwsza - jak trzymać gadzinę, żeby ani tobie, ani sobie nie zrobiła krzywdy. A nawet taki maluszek może dziabnąć wyjątkowo boleśnie, nie pytajcie skąd wiem ;)


Nowa profilówka na FB ;)


Ślicznie, praktycznie już całkowicie wygojona rana na brzuchu.


Ostatnie ujęcie z profilu. I za 15-minut mały potwor powrócił na łono natury :)
Pragnę raz jeszcze podziękować za profesjonalną pomoc lek. wet. Marcie Kamili Marciniak za pomoc w tym niecodziennym przypadku :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz