czwartek, 2 stycznia 2014

Ostatnie dni w Sabah


Na wstępie spóźnione życzenia - Szczęśliwego Nowego Roku! :)

Zgadnijcie, gdzie zostało wykonane powyższe zdjęcie. Czy to może Alpy? Nie! To Borneo :P
Dotarłem nareszcie z powrotem do mojego drugiego domu ;)
Sabah - Welcome home!

Od razu rzuciłem się w wir pracy. Już w kilka dni po przyjeździe wyruszyliśmy z Randolfem i Bartkiem na farmy, skontrolować bydełko. Widokami z farm i plantacji już się chwaliłem, więc tak tylko w ramach przypomnienia, tak oto wygląda ekstensywny wypas bydła mięsnego na Borneo :)


Kilka sztuk miało powierzchowne rany, nasze zadanie polega przede wszystkim na szkoleniu miejscowych pasterzy i pokazywaniu im jak radzić sobie z tego typu sytuacjami.




Szkolenia, szkolenia ;)



Dziś mam dla Was coś więcej niż tylko ciągle te same, nudne już krówki leśne. Poniżej, krówki mleczne! Taka mleczna dolina spod samego równika :)
Odwiedziliśmy również jedyną chyba w całym Sabah fermę bydła mlecznego. Również wychów całkowicie ekstensywny, a co śmieszne, wydajność mleczną te ich krowy mają taką jak u nas niejedna dobra koza ;) No ale im nie zależy na ilości, tylko na specyficznym folklorze i atrakcji dla turystów.
Wszak, napić się mleka prosto od krowy pod samą Mt. Kinabalu to nie byle co! :)


Mt. K zawstydzona schowała się niestety w chmurach.



Selamat datang! Czyli - Witamy :)




Krówki mleczne na Borneo też mają całkiem całkiem żywot. Słonko, trawka do skubania, piękne widoczki do podziwiania. Ehh, w takim miejscu to można odżuwać ;)


Powrót do Sabah, powrót do starej pracy, do starych nawyków. Czyli kontynuujemy projekt sterylizacji dla SPCA Kota Kinabalu, po drodze wpadłem na kilka dni do Sandakanu, pomóc miejscowemu SPCA w tym samym celu. Work hard, play harder ;)
W tym roku zaskoczyła nas powódź. To w tych okolicach dość częsta przypadłość. Wystarczyło ~36h deszczu non stop, aby podtopić całe miasto! A przy okazji sprawić, że utknąłem w domu, gdyż jedyny most na jedynej drodze do miasta został zamknięte przez strażaków ;)



Tak wyglądała droga do sąsiada. Nie dało rady, trzeba było wycofać.




Lokalne podtopienia, regularne wylewanie rzek to w Malezji normalka. Zdarza się w wielu rejonach krajów co kilka miesięcy. Specyfiką Sabah, jest fakt, że farmerzy, jak widzą podtapiającą ich wodę uwalniają swoje pogłowie. Po powodzi, po całym mieście biegają stadka świń szukając swoich właścicieli :) Wyjątkowy widok jak na muzułmański kraj!

Bonus - kiepskie zdjęcie modliszki :)

Bonus nr 2 - moja ostatnia przekąska do piwa! Tak - te wielkie, ruszające się larwy były żywe! I zostały zakupione przez Randolfa na lokalnym bazarku :) Przyznaję, musiałem się mocno znieczulić aby tej przekąski spróbować. I raczej prędko tego nie powtórzę, paskudztwo, bleh! :P



Czas w Sabah mija mi bardzo szybko. Znów nie wiem kiedy zleciało parę tygodni. W międzyczasie, o czym Wam się jeszcze nie chwaliłem... dostałem propozycję pracy! Pełnoetatowej i (całkiem nieźle) płatnej! A gdzie? - pewnie zapytacie. A o tym przekonacie się już niedługo :)
Podpowiem tylko, że to pewna rajska wyspa, też w okolicy :)

1 komentarz: