wtorek, 21 stycznia 2014

Raj utracony...


Znaleźć pracę idealną. Na rajskiej tropikalnej wyspie. Mieć tam swoich przyjaciół i znajomych, mieć swoich stałych klientów, co napotkani w markecie wyciągają telefon i chwalą się jaki to ich kotek jest już zdrowy i pełny życia. Mieć swoich pacjentów, ulubione zwierzaki w schronisku. Mieć własną klinikę. W końcu - znaleźć wreszcie jakieś miejsce na świecie, które zapragnąłem uczynić moim... Taką bezpieczną przystań.


To wszystko mi odebrano. Jednego dnia żyję pełnią dnia, drugiego czuję, że nie mam nic. Dziwne bardzo uczucie, jakbym został bezdomnym. Czułem się potem na wyspie jak ktoś obcy, kto tu już nie należy.



Opisując wszystko od początku. Kilka ostatnich miesięcy mojego życia, po wyemigrowaniu z Sabah spędziłem na Langkawi. Okazało się, że dr Lesley zrezygnowała i zwolnił się wakat. Miałem całą klinikę do swojej i dr. Tima dyspozycji. Nocleg i wyżywienie zapewnione, pensja całkiem niezła. Do tego te wszystkie rzeczy przeze mnie już wspomniane. Niestety... za pięknie by moje życie wyglądało ;) Ale czekajcie na najlepsze, okazało się bowiem, iż nie mogę jednak legalnie pracować w Malezji, przez... głupotę lokalnej izby weterynaryjnej! Nie będę wdawał się w szczegóły, przez zwykłą urzędniczą upierdliwość i stanie d... do petenta odmówiono mi rejestracji, przekreślając (przynajmniej na jakiś czas, nadzieja zawsze umiera ostatnia...) moją karierę zawodową w tym kraju...
Cóż, taka postawa urzędnicza jest nam wszystkim aż za dobrze znana.


Szczerze... nie wiem co teraz mam ze sobą zrobić. Jestem w kropce, prawie wszystkie oszczędności wydałem na 'wakacje' w Polsce, sporym kosztem i ogromnym trudem wróciłem do Malezji. I co... i znów czuję się jak na początku, jak mnie Ban Unrak wykiwał... Nie wiem czy nie rzucić tego wszystkiego w cholerę i z podkulonym ogonem wracać do Polski, a potem ta wspominana Anglia... (i zimno, szaro i deszcz).
W ramach nie załamywania się zupełnego wysłałem swoje CV do kilku organizacji w okolicy (w tym do zoo na Filipinach^^). Trzymajcie kciuki, to może tak szybko do tej Polski nie zawitam ;)
Choć sam nie wiem jakie są teraz szanse, że znajdę szybko coś sensownego.


Jak sytuacja się wyklaruję i się ogarnę (znów) życiowo to się odezwę!



5 komentarzy:

  1. NIE PODDAWAĆ MI SIĘ TUTAJ! SIEDZIEĆ W CIEPEŁKU!!

    Pozdrawiam z zasypanego śniegiem Krakowa!

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam kciuki, niech marzenia się spełniają! Ciepła zazdroszczę! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A naprawdę nie da się nic z tymi urzędnikami zrobić? Próbowałeś załatwić sprawę z pomocą konsulatu polskiego albo naszej Izby Wet? Nie poddawaj się!!! Żyjesz marzeniami każdego chyba z nas, nie rezygnuj z tego! Pzdr. z lodowatego i zazdrosnego o pogodę i widoki Wrocławia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sprobuj powalczyc przez konsulat moze faktycznie. Poszukaj czegos odnosnie przepisow moze uda sie jakos to obejsc. Poza tym doraznie zostaje jeszcze poszukanie roboty jakiejkolwiek na przetrwanie.....

    Pozdro z Cze-wy

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej Grzesiek!

    Trzymaj się i pamiętaj, że: "Na końcu wszystko będzie dobrze. Jeśli nie jest dobrze, to jeszcze nie koniec." Na pewno to wszystko się jakoś poukłada i wyjdzie jeszcze lepiej niż się spodziewałeś (chociaż pewnie na razie trudno w to uwierzyć). Trzymam mocno kciuki i przesyłam same dobre myśli.

    Agata :+)

    OdpowiedzUsuń