poniedziałek, 8 lipca 2013

365 dni w podróży! Weterynaryjna rocznica



"Za 20 lat bardziej będziesz żałował tego czego nie zrobiłeś, niż tego co zrobiłeś. 
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry.
Podróżuj. Śnij. Odkrywaj."
Mark Twain

Zanim podzielę się z Wami kolejną porcją zdjęć z Brunei, muszę Wam coś ważnego powiedzieć! Dokładnie dwa dni temu minęła pierwsza rocznica mojej wyprawy! :) Dokładnie 367 dni temu (licząc od dziś) opuściłem Polskę. Ze ściśniętym gardłem, pełen niespokojnych myśli z jednej strony (czy aby na pewno dobrze robię?!), z drugiej strony czując tą niesamowitą, wewnętrzną ekscytację, wyruszyłem w podróż w nieznane!
Dokładnie w nieznane! Wyruszyłem odkrywać moje wewnętrzne terra incognita, wyruszyłem poznać lepiej świat i samego siebie. Jest to jednocześnie piękniejsze i strasznie stresujące doświadczenie :) Doskonale to ujęła Marissa Mayer

"Zrozumiałam, że najważniejsze w życiu to mieć odwagę porwać się na coś, na co nie jesteśmy gotowi. To straszna rada, poczujecie ucisk w żołądku, ale lepiej poznacie siebie. Albo nauczycie się robić rzeczy, o których nawet nie myśleliście, że moglibyście umieć, albo poznacie swoje ograniczenia."

W czasie mojej podróży, 18-godzinnego transferu na lotnisku w Kijowie oraz przez pierwsze tygodnie towarzyszyła mi jedna piosenka. Za każdym razem gdy ją słucham dostaję energetycznego kopa! :) I wciąż na mnie działa jak mocna kawa! :)


Przez ten rok nauczyłem się bardzo wiele. O sobie. O otaczającym mnie świecie. O ludziach, o relacjach międzyludzkich. Poznałem wielu niesamowitych ludzi, część z nich to moi dobrzy przyjaciele dziś, widziałem niesamowite miejsca, robiłem niesamowite rzeczy:) Zajrzałem wgłąb samego siebie... poznałem swoje limity. Ta podróż to dla mnie nie tylko przejechane kilometry, podróż w przestrzeni, podróż również metafizyczna, po zakamarkach własnej świadomości, własnej podświadomości. Mogę napisać, że odkrywam mój wewnętrzny wszechświat (i dalej go odkrywam!).


W rok odwiedziłem 'ledwo' pięć krajów. Niektórzy z Was pomyślą, że to strasznie wolno. Moi znajomi potrafią zjechać całą Azję południowo-wschodnią w miesiąc... Ale uwierzcie mi, nie chodzi o ilość, a o jakość. Mogę powiedzieć, nie, że zwiedziłem 5 krajów. Ja mieszkałem w tych wszystkich miejscach! I dalej mieszkam ;)


Kilka dni temu jadąc autobusem przez bezkresne połacie plantacji w Sabah, tak mnie natknęło. Krótka rewizja? podsumowanie? mojej przygody;
Przywykłem do widoku palm kokosowych, do 1,5m waranów uciekających przede mną, do monsunowych ulew, do ogromnych krewetek po 20zł/kg, do znajdowania skorpionów w ogródku za domem, do podglądania ogromnych rozgwiazd, czy błazenków-Nemo, do podróży na Borneo za 100zł, do paliwa za 1,90zł/L, do nasi goreng ayam na śniadanie, czy martabak daging na obiad,


do ślicznych dziewcząt uśmiechających się do mnie i mówiących 'hi' (:D), do jabłek po 1,5zł/szt i smoczych owoców po 6zł/kg. Przywykłem do zawsze uśmiechniętych, przemiłych ludzi, do tłumaczenia: - where are you from? - Poland. -oo, Holland, how nice! -NO! PO-land! Not HO-lland ;)


Przywykłem do życia, niczym żółw, z domkiem na plecach. Wszystko co potrzebuję, całe moje życie mieści się do 65-litrowego plecaka, który stał się moim drugim domem. Przywykłem do podróżowania, do przemieszczania się, łapania stopa, poznawania niezwykłych ludzi w najmniej oczekiwanych sytuacjach. Mógłbym tak wymieniać i wymieniać. Moja podróż to całe moje życie z okresu roku. Aż się boję w wracać... serio... Boję się depresji po powrocie. Znajoma mi poradziła, aby za wczasu kupić sobie bilet do UK (wszak planuję tam emigrację zarobkową), i w razie kryzysu, zamknąć się w pokoju, wyciągnąć bilet, i trzymając go kurczowo w dłoniach, głośno powtarzać - to tylko transfer, to tylko transfer! ;)

Starczy wynurzeń egzystencjalnych!
Poniżej kilka zdjęć z tego, do czego również się przyzwyczaiłem;) Do tego jak wygląda większość środowisk mojej pracy odkąd podróżuję. Również pewne ostrzeżenie dla tych, co by chcieli wyjechać i ratować biedne pieski i kotki w dalekich krajach; warunki są gorzej niż złe:D
Proszę Państwa, w taki o to sposób spędziłem rocznicę mojej wyprawy!

Zdjęcia z niewielkiego projektu sterylizacyjnego w Lahad Datu.

Ostrzegam, poniżej zamieszczone są zdjęcia śródoperacyjne. Osobom o słabym żołądku nie radzę zjeżdżać niżej.


Sala operacyjna w wydania Borneo:D Do tego masa latających mrówek (akurat rójkę mają), komary, upał +36°C, zero przeciągu, kiepskie oświetlenie, itp, itd. Czyt. standard :P

No to zaczynamy!

Golenie maszynką z hipermarketu, zakupioną za ~25zł. O dziwo działała:P

Pierwsza suka. Operacje rozpoczęliśmy późno wieczorem, latarka czołówka przydaje się nawet chirurgowi ;)


Standardowo, komplikacje. Suka miała cieczkę, także macica była bardzo krucha, wszystko krwawiło jak szalone. Miło było sobie ostatnią, względnie czystą parę spodni upieprzyć krwią! :/


Sala operacyjna nie klimatyzowana!


Aby zapewnić minimum sterylności pola operacyjnego używamy jednorazowych zestawów opatrunkowych. Wszystko sterylne, w środku dwie duże foliowe płachty i kilka wacików. Jak mamy ponadprogramowe krwawienie trzeba otwierać kolejny zestaw.


Podsumowując, podliczając, odkąd wyjechałem przeprowadziłem >200 operacji! :)
(z tego co mi wiadomo, wszyscy pacjenci przeżyli:P)


Kolejna suka była w ciąży. Też standard. Przynajmniej żadnego TVT ani ropomacicza nie było, chociaż tyle!

Dostęp do wody...

Autoklaw w wersji ekonomiczno-mobilnej (!). Jeszcze oczywiście gaz się w butli skończył :P
Gwoli wyjaśnienia, narzędzia sterylizujemy 'na gorąco' parą wodną, oraz 'na zimno' przy pomocy alkoholu i/lub chlorheksydyny.

Chaos, wszędzie chaos i 'burdel' naokoło nas.
Operacje na szczęście przebiegły bez większych komplikacji. Tego dnia wysterylizowałem trzy suki. Dziś dostałem telefon, że kolejne siedem czeka w kolejce!
Jestem w Sabah już ponad 2-miesiące, chciałbym się stąd wreszcie wyrwać, Sarawak, Indonezja czekają, ale no nie ma jak! Ciągle jest coś do roboty! ;)

Bonus na koniec! Kto odgadnie co to za owocek? :) Bo widzicie, na Borneo owoce wozi się taczkami :P


Bonus drugi - mały motylek :) W Cameron Highland widywałem 2x większe, ale ten też niezłe wrażenie robi :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz