środa, 3 lipca 2013

Autostopowe zwiedzanie Sabah - Sukau



 Nie ma drogi do szczęścia - to szczęście jest drogą.
przysłowie buddyjskie.

O samym pobycie w SPCA nie mam się co za wiele rozpisywać. Organizacja bardzo niezorganizowana, podzielona wewnętrznie, skupiona na błędnych celach. Głucha na sugestie...
Jednak poznałem dzięki nimi kilkoro wspaniałych ludzi :)

Miesiąc w SPCA minął w miarę bezpłciowo, niewiele miałem do roboty, ale chociaż karmili dobrze ;) Szczególnie przez pierwsze 2 tyg robiłem praktycznie nic. Wysypiałem się codziennie, zwiedzałem okolicę, źle mi nie było. Po 2 tyg zarząd SPCA się ogarnął i dostarczył obiecane ("będzie na jutro!") narzędzie i leki do operacji. Druga połowa mojego wolontariatu minęła pod znakiem chirurgii :) Kastrowałem i sterylizowałem co się tylko da! Niestety, musiałem też zabijać... Czuję, że eutanazja kilkudziesięciu psów i kotów kilka dni długo jeszcze będzie mi się śnić...

Po "pracy" w SPCA pora na zwiedzanie :)
Zrobiłem spokojnie ze 2000 km stopem po całym stanie Sabah! :)

Pierwsze zdjęcie to typowy widok na trasie. Po lewo palmy, po prawo palmy, i tak po horyzont! Jak wcześniej pisałem - prawie 1/3 stanu pokryta jest plantacjami palmy olejowej.
Jednym z moich celów była wioska Sukau. Położona dokładnie pośrodku niczego :) Nie dociera tam żaden 'pekaes', trzeba kombinować, lub tak jak ja - jechać autostopem. W Sukau kończy się droga, wyobraźcie sobie 42-km ślepej ulicy, także ruch był mocno skąpy. Ale się udało!

Pytacie co jest ciekawego w Sukau? Otóż okazało się, że nic :P
Przewodniki zachwalają, że z wioski można popływać łodzią po rzece Kinabatangan i zobaczyć na własne oczy różne ciekawe okazy miejscowej fauny i flory; w tym nosacze, słonie a czasem nawet i orangutana! Owa rzeka jest ewenementem, gdyż poprzez rozrost plantacji palm, dzikie zwierzęta zostały poniekąd zepchnięte do wąskiego pasu lasu deszczowego wzdłuż rzeki. 
Mnie niestety nie było stać na owo szaleństwo, więc jedynie poszlajałem się po okolicznych lasach ;)
I... nie widziałem nic! Makaki pomijam. Wydeptany park, nic tam nie ma dzikiego. Do tego okazało się, że jestem przysmakiem miejscowych komarów... W 30 sek po opuszczeniu pokoju mogłem naliczyć ich ze 20-30 szt (sic!) siadających mi właśnie na nogach! Nawet mocny, miejscowy repelent ich nie odstraszał! Cóż, tak egzotycznego dania jak ja nie mogły sobie odpuścić :P


W takim ośrodku można dostać łóżko już za 20zł/dobę. Nie mają zbyt wielu odwiedzających, więc zazwyczaj jest się samym w pokoju :)


Kibelek na dworze. Ale był ciepły prysznic :) I miliard komarów :P


Proszę Państwa, oto środek wioski! Sukau to naprawdę wioska. Jest tam jeden sklep i jedna 'restauracja'. Menu liczy cale 4 pozycje, ale za to można zjeść skromny obiad za 3,5 zł! No i nawet tam, pośrodku niczego mają darmowe wifi! :P



A oto i słynna rzeka. Pełno w niej krokodyli, więc musiałem mocno uważać... Miejscowi się śmieją, że jak raz się spróbowało mięsa krokodyla, to teraz one polują na Ciebie szukając zemsty za kolegę :P
Mięsko pyszne, polecam! A krokodyli (żywych) póki co nie widać.



Typowy bungalow w Sabah! Tutaj serio ludzie wolą mieszkać w domach na palach! Na dole masz darmowy parking, miejsce na pranie, na posiedzenie ze znajomymi. A w kraju z tropikalnymi ulewami to dość wygodne, nie powiem :)


Wydostanie się z Sukau okazało się nawet bardziej wymagające niż dotarcie! Nic nie jechało przez jakieś dwie godziny! :P Pospacerowałem sobie trochę poboczem, w tropikalnym słońcu. Zero wody, bo po co, Grześ pić nie musi :P Na szczęście udało mi się zatrzymać pick-up'a który podwiózł mnie ~40km do skrzyżowania z główną, bardziej ruchliwą drogą :)


Widok z paki. Drogi w Sabah są na ogół dobre, ale czasem się ziemia obsunie lub coś i pojawiają się takie 'cuda' jak na zdjęciu. Samochodem nieterenowym tędy nie przejedziesz!


Plantacje, plantacje, plantacje... Smutne to, wiele gatunków jest przez to zagrożona wyginięciem... Ale z drugiej strony trudno im się dziwić. Tak jakby się dziwić Polakom, że wycinali lasy, aby zamienić je w pola uprawne. Olej palmowy to złoty interes, często również jedyne źródło utrzymania miejscowych społeczności.

Za kilka dni (jak internet pozwoli) wrzucę relację z Brunei :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz