środa, 14 sierpnia 2013

'Hangover 5' - Kuching! Miasto kotów


Kuching
Starczy już mi tego Sabah! Planowałem spędzić tutaj miesiąc, a niedługo będą trzy... Nie powiem, wygodnie mnie się tu żyje. Jedno z niewielu miejsc, w których poczułem się jak w domu. Mam tu dobrych znajomych, szalone imprezy z Randolfem, codzienne operacje zwierzaków w SPCA i w klinice. Do kieszeni czasem coś wpadnie :) ...Ale starczy tego dobrego! Pora ruszać w drogę! Natura trampa się znów odezwała. Zew drogi jak to mówią... Postanowione - przez następny miesiąc - szlajam się po bezdrożach Indonezji:)
Ale jak się na owe bezdroża dostać, aby nie było zbyt łatwo i wygodnie ;) My, Polacy, do Indonezji potrzebujemy wizę (całe 25$:/ ). Wizę on arrival można dostać na lotniskach, międzynarodowych portach morskich i... na jednym, jedynym przejściu lądowym, które okazało się łączy Indonezyjski Kalimantan z Malezyjskim Sarawak, właśnie na Borneo. Trasa została zaplanowana:) Pierw docieram do Kuching w Sarawak, stamtąd stopem do granicy i dalej na południe w kierunku równika, aż do miasta Pontianak. Jednego z niewielu miast na świecie położonych na równiku!
Taki plan. Ale jak z jego wykonaniem? Otóż z Sabah do Sarawak jedyna trasa biegnie przez Brunei. Nie chciało mi się znów stemplować dziesięciokrotnie mój paszport:P W dodatku trasa zajęłaby kilka dni. A co mi tam, sprawdzę loty, może promocja będzie... i była! Lot Malaysian Airlines, wraz ze 30 kg bagażu, na trasie Kota Kinabalu - Kuching - 50zł !!! I jak tu nie skorzystać?! :)
Ostatnie operacje, wielkie pakowanie i... ruszamy razem z Randolfem w trasę! Randolf ma w Kuching dobrego znajomego - Daviesa, kumpla jeszcze z czasów studenckich, zapowiada się niezła impreza :D
Bilet okazał się zbyt tani do pełni szczęścia, lot był opóźniony 3 godziny :P


Jedna ważna informacja o Kuching. W języku malajskim 'kuching' oznacza kot :) A miasto jest słynnym, kocim miastem :) Wszędzie pełno kótów! Tych żywych, wszędobylskich, jak i tych betonowych :)

Niestety, z 5tej części "Hangover" niewiele wyszło, przez cały wieczór pilnowała nas żona Daviesa. A takie piękne plany były... :(
Pani Davies była wciąż mocno wkurzona za ostatnią imprezę na Randolfa;) Zablokowała go mężowi na fejsie, zaczęła kontrolować komórkę, itp :P Nie wiem do końca o co poszło, ale podobno chodziło o obecność pewnych pań ;)


Ale i tak było bardzo fajnie. Mieszkaliśmy w ich domu, przed bramą 4 wypasione samochody, w salonie skromna 60-calowa plazma, wieczorne piwko w burżujskim barze, owoce morza na kolacje, weterynarzom w Malezji się powodzi, nie ma co!
Na następny dzień dostałem od Daviesa... propozycję pracy:D W jego klinice, za całkiem sensowną sumę. Kurczę, a podobno od nadmiaru głowa nie boli! Musiałem jednak odmówić, zew przygody był zbyt silny!


Praca jeszcze się znajdzie ;)
Po względnie spokojnym wieczorze imprezowym, z samego rana wyruszyłem na spotkanie nowej przygody:)

I'm going to Indonesia! :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz