Jak się pewnie już przyzwyczailiście, nowy post z poślizgiem ;)
Z miasta kotów, wczesnym rankiem wyruszyłem na autostopową wyprawę do Indonezji :)
Wiza do Indo kosztuje 25$, i można ją dostać na wszystkich międzynarodowych lotniskach oraz na... jednym, jedynym przejściu lądowym, które przekroczyłem :)
Stop w Malezji, jak już doskonale wiecie to bajka - 2 samochody, 2ka kierowców i już jestem na granicy :)
Przekraczam ją pieszo, wkraczam na nowe, niezbadane, tajemnicze terytorium :)
Uwielbiam tą niepewność, kiedy robię coś zupełnie nowego, kiedy wkraczam na terra incognita. O Indonezji słyszałem wiele... wiele złego. Jaka będzie dla mnie? O tym poniżej! :)
Opis mapki: Punkt A - Kuching, Malezja
Punkt B - Pontianak
Punkt C - Singkawanga
Tuż za granicą, inni ludzie, ciemniejsi (choć też głównie Malajowie), nikt nie mówi po angielsku. Ale... wszyscy się uśmiechają, machają do mnie, zagadują. Pierwsze wrażeni - nie jest źle! Gorzej było ze stopem. Tak jak się spodziewałem... na 10 samochodów, 9 kierowców pytało się o kasę... Kilka krótkich stopów, po kilka kilometrów, wreszcie jeden dłuższy i kolejny do samego Pontianak! Drogi na Kalimantanie... często nie istnieją... Po takich wertepach w życiu nie jeździłem! Trasa od granicy do Pontianak (bardzo popularna) przez kilkaset km jest drogą gruntową! A w rejonach, gdzie są intensywne deszcze, droga była przeorana ogromnymi wyżłobieniami. Bez 4x4 nawet nie ma co się wybierać w tamte rejony!
Jedno z miasteczek mijanych po drodze.
Pod wieczór dotarłem do pierwszego celu mojej podróży - miasta Pontianak. Ostatni kierowca, pomimo ciągłego powtarzania, że nie mam kasy, na sam koniec zapytał oczywiście o zapłatę... Cóż, ludziom w Indonezji nie mieści się w głowie, że można chcieć gdzieś pojechać i to o zgrozo za darmo!
Pontianak (po malajsku wampir) - jedno z kilku miast na całym świecie leżące na równiku!
Poniżej mój pierwszy indonezyjski posiłek!
Straszono mnie, że w Indonezji wszyscy chcą Cię okraść, oszukać, naciągnąć. Że to dla nich dosłownie 'punkt honoru' żeby białasa choćby na 5zł naciągnąć.
Otóż... pierwszy posiłek zjadłem za darmo! Czekałem w restauracji na mojego hosta. Panowie siedzący przy pobliskim stoliku postanowili mnie poczęstować lokalnymi specjałami :)
W Indonezji na deser jada się smażone placuszki z bananami smażonymi w cieście i posypanymi czekoladowymi wiórkami i... masakrycznie pikantnymi papryczkami chilli :D Myślałem, że przywykłem do ostrego jedzenia, ale te małe diabełki chciały mi gardło wypalić! Darowanemu koniu nie zagląda się w zęby. Było pyszne!
Rzeka Kapuas - podobno najdłuższa rzeka świata leżąca na wyspie.
Pierwsze wrażenia - "Co jest? Jeszcze nikt nie chciał mnie oskubać!" Mój host, znaleziony na Couchsurfing okazał się być bardzo pomocny. Własny pokój, z oddzielną łazienką, oferta mogę zostać ile tylko chcę, wspólne wycieczki, oprowadzanie, tłumaczenie - przewodnik i gospodarz idealny! :)
Do Pontianak dociera bardzo niewielu turystów, miejscowi są bardziej zaskoczeni niż ja, jak mnie widzą ;)
Tak wygląda centrum.
Ferdi, mój host, pracuje w finansach. Jego praca polega na spotkaniach z klientami, więc mógł wychodzić kiedy chciał na 'ważne spotkanie' ;) Mój pobyt w Indonezji złożył się ze świętym miesiącem poszczenia muzułmanów - Ramadanem. Ferdi i większość jego znajomych poważnie podchodzili do tego, jednego z pięciu filarów ich wiary. Pobudka o 3 rano, żeby się najeść przed świtem, kolejny posiłek po 18... Dla mnie masakra. Bez jedzenia, co gorsza bez wody! Z poszczenia zwolnione są tylko małe dzieci, chorzy, starcy i kobiety w ciąży.
W Indonezji, jak przystało na 'zły' muzułmański kraj pełen ekstremistów, restauracje w trakcie dnia były 'pochowane' za płachtami, żeby przechodnie nie widzieli ludzi jedzących w środku. Część obywateli gdzieś miało post i zupełnie nie kryło się z jedzeniem czy piciem. W postępowej i laickiej Anglii nauczycielka zabroniła przez cały dzień picia wody małemu chłopcu (Brytyjczykowi), żeby nie urazić poszczących kolegów z klasy... Komentować chyba nie trzeba...
W każdym razie, moi miejscowi, malajscy znajomi dzielnie znosili trudy postu :)
RÓWNIK! Ta-dam!!! :)
Pomnik równikowy, wyznaczający miejsce przebiegu granicy pomiędzy półkulą północną a południową :)
A w środku mniejsza, oryginalna wersja pomnika, sprzed bodajże 100 lat :)
Bezczelni Ci Indonezyjczycy! Jak można flagę Polski do góry nogami powiesić! :/ Wstyd :P
Zachodnie Borneo, poza sporym odsetkiem napływowych Malajczyków i Jawajczyków, głównie zamieszkują Dajakowie. Oryginalni mieszkańcy Borneo. Co ciekawe, większość Daya to chrześcijanie, Malajczycy i Jawajczycy - islam. Daya są o wiele jaśniejsi od pozostałych mieszkańców. Ich kobiety są również wyjątkowo urodziwe :) A przynajmniej wyjątkowo wpasowały się w mój gust. Wielu Daya było łowcami głów :) Jeszcze w XX wieku zdarzały się przypadki polowań na ludzi..
Wędzone mątwy(?). Tradycyjne danie na czas Ramadanu, serwowane tylko w Pontianak :)
Wysuszona mątwa, bardzo twarda, więc przed podaniem pani ubiją ją młotkiem niczym my schab na kotlety :)
A oto ubita i spłaszczona mątwa. Słona, ale całkiem smaczna :)
Ferdi zabrał mnie nawet na wycieczkę do Singkawanga. Miasteczka położonego ~200km powyżej (punkt C). Co ciekawe, jest to lokalne China Town! >90% mieszkańców to chińscy imigranci! Zgodnie z legendą przypłynęli tutaj dawno temu uciekając przed jakąś wojną :) Chińczycy całkiem nieźle opanowali spory kawałek Azji pd-wsch!
A oto i nasza wesoła gromadka! :D
I niesamowite widoki z najstarszej, buddyjskiej świątyni w okolicy :)
Pamiątkowa fotka! Po lewej Fergi, dalej Kiki (100% Chinka z Jawy:P), autor i kolega, którego imię mi umknęło. Znajomy Fergiego, przyłączył się po drodze do naszej wycieczki.
Znawców buddyzmu prosiłbym o wytłumaczenie, dlaczego ten smok rzyga do tej miski? :P
I sama świątynia :)
Ekipa w akcji!
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na plaży, na posiłek po-postowy (nie wiem jak to nazwać), o 18 jak zachodzi słońce, imamowie z meczetów wieszczą całemu światu, że już można jeść :) I wszyscy radośnie zabierają się do konsumpcji :)
Wersja indonezyjska - jemy bez użycia sztućców :)
Zachód słońca był piękny...
Planowałem w Pontianak spędzić jedną-dwie noce, zostałem tydzień :) Dobrze mi tam było. Ciepłe łóżko, dobre jedzonko, mili znajomi :)
Miałem problemy, żeby się stamtąd zabrać ;)
...A w następnym odcinku o tym jak przejechałem stopem pół Borneo :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz