piątek, 13 lipca 2012

Pierwsze dni w Sangklaburi

Tak mnie przywitano w Sanglaburi! :) 

Nareszcie wyrwałem się z tego piekarnika! Serio, w Bangkoku w porze deszczowej za każdym razem gdy opuszczasz klimatyzowane pomieszczenie masz wrażenie jakbyś wchodził/a do rozgrzanego piekarnika, tudzież sauny... Upał i wilgotność nie do zniesienia. Przez całą dobę.
W każdym razie, przedwczoraj popołudniu dotarłem do Sangla :)
Mieścina jest wyjątkowo mała, ale nie powiem - urokliwa. I co mnie zdziwiło, owszem nie ma w niej turystów, ale wręcz dziesiątki wolontariuszy z Europy. Bliskość Birmy -> masa uchodźców -> organizacje -> wolontariat.
Z dworca (a raczej przystanku) autobusowego odebrały mnie Becky i Chico - dwie przeurocze Brytyjki pomagające Gemmie, to one są m.in sprawczyniami nowej strony internetowej Sanktuarium (dla przypomnienia ThaiAnimalSanctuary.com). Z dworca pojechaliśmy prosto do Sanktuarium zostawić leki i materiały które przywiozłem ze sobą, tutaj należą się ukłony w stronę VetCo za narzędzia chirurgiczne i kilka innych drobiazgów :) Potem tylko zostawić moje graty w tymczasowym lokum i prosto do chorych zwierzaków... W okolicy panuje epidemia nosówki i/lub kaszlu kenelowego. Nawet nie było czasu na prysznic czy zmianę ciuchów po podróży. Trzy chore szczeniaki w klasztorze mnichów (oni nie są prawdziwymi mnichami, o tym napisze w następnej części), potem do Baan Unrak School - kolejny chory psiak, na koniec dwa szczeniaki w najgorszym stanie mieszkające tymczasowo u dziewczyn i doglądanie bezdomnych psiaków. Wróciłem po 21 do domu... 
To moje tymczasowe lokum :)
A to moja łazienka :P
Pobudka o 8 rano - jest pies z wypadku! Na szczęście obyło się bez komplikacji, opracowanie ran, troszkę szycia i podanie leków wystarczyło. Potem wycieczka po wszystkich leczonych zwierzakach w okolicy, dalsza wyprawa do mnichów (tym razem lepszych) aby obejrzeć chorego kota, itp... Znowu 12-godzinna zmiana.
Dziś to samo, na nogach od 9 rano, a dotarłem do domu o 22...

Jeszcze przez dwa dni jestem tutaj z Marie, lekarką z Belgii. Jutro pokaże mi jak się sterylizuje psy 'z boku', jest to procedura bardzo popularna na zachodzie, u nas w Polsce praktycznie nie znana. Do tego czeka nas jutro amputacja łapy jednego z psów... operacja będzie o tyle skomplikowana iż będziemy usuwać całą kończynę razem z łopatką.

Kończę, u mnie już północ, wstaję za niecałe 7 godzin, a muszę jeszcze sporo poczytać o jutrzejszej amputacji.

Ps: Wiedzieliście, że gekony do siebie 'szczekają' !? I to nieraz tak głośno, że człowiek spać nie może. Aż się echo po pokoju niesie...


Ścisłe centrum Sangla! :P

Biegają takie po suficie i szczekają..











1 komentarz:

  1. Jestem pod wrażeniem, tego co robisz :)

    Sterylka z boku - ciekawe. Spotkałam się z tym tylko u kotki, średnio wygodne, jakoś wolę tradycyjnie. Ale to wie - może psa się tak wygodniej robi. Czekam na wrażenia.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń