wtorek, 31 lipca 2012

Kanchanaburi - część 2

Takie znaki tylko w Tajlandii
Moj laptop, po inwazji mrówek jest wciąż w naprawie. Szczęśliwie Goi zgodziła się użyczyć mi swój, także nadrabiam zaległości ;) 
Krótka relacja z drugiego dnia zwiedzania Kanchanaburi i okolic:
Z samego rana wyruszylem na wypożyczonym skuterku w stronę parku narodowego Erewan, skromne 65 km w jedną stronę ;) Pogoda była wyjątkowo ładna, jechało się całkiem przyjemnie, podziwiając okoliczne widoki. Jedynie 2-tonowe pick-up'y wyprzedzające wprost na mnie były momentami stresujące. Po ok 40 km dojechałem do jednego z tzw obozów dla słoni (elephant camps). Podobno jednego z lepszych, gdzie słonie traktowane są wyjątkowo dobrze. Co ciekawe - sam wstęp jest darmowy, jedynie atrakcje typu karmienie czy przejażdżka są odpłatne. Ja z tych wątpliwych "atrakcji" zrezygnowałem. Trzeba napisać wprost - niczego nieświadomi turyści płacąc za przejażdżkę czy zdjęcie na słoniu, bezpośrednio przyczyniają się do ich nieszczęścia. Słonie, w ramach tresury pod turystów są regularnie bite czy wręcz torturowane od młodości... A gdy stają się stare lub zaczynają chorować są zabijane...
Szkielet przeszło 100-letniego słonia
Uśmiech na mojej twarzy wywołała jedynie koza, którą za jedyne 20 batów (2,20zł) można nakarmić!
Co do warunków zoohigienicznych słoni. Zwierzęta owszem miały zapewnione wszystkie podstawowe potrzeby. Fizycznie były w dobrej kondycji, miały pod dostatkiem jedzenia, cień, itp. Niestety strasznie krótkie łańcuchy, stereotypie poganiające stereotypie, i te smutne, puste oczy... mówiły za siebie... U wszystkich słoni zaobserwowałem zaawansowane stereotypie. Wiecie, przypomniała mi się wtedy bliższa memu sercu historia, bo z wrocławskiego zoo - o misiu Mago, który żył 10 lat w betonowym karcerze, niewiele większym od niego samego... A profesor z mojego wydziału (!!!), jako biegły sądowy stwierdził, że miś miał dobre warunki (sic!).
Pozostaje mi jedynie zacytować Gandhiego: "Wielkość narodu i jego poziom moralny można ocenić po tym, jak traktuje zwierzęta"


Smutne słonie...



Przerażliwie smutne i puste oczy...

Jedyny słoń z długim łańcuchem
Moim kolejnym przystankiem był wspomniany na początku park narodowy. W którym znajdują się podobno najpiękniejsze wodospady w całej Azji. Wodospady nie powiem, całkiem urokliwe, jednak stada półnagich ("bo w przewodniku pisało, że się trzeba wykąpać!"), rosyjskich turystów i intensywny deszcz uprzykrzyły wyprawę.


Tradycyjnie - okoliczne chaszcze :)

Wodospad nr 1

Wodospad nr 2, do dalszych niestety nie dotarłem

Ścieżka przez dżunglę :)

I jeden z jej mieszkańców - ogromna skulica




Niestety, z przyczyn mi nieznanych, akurat tego dnia Tiger Temple było zamknięte dla zwiedzających... "You go tomorrow, today is closed" - tylko tyle byłem się w stanie dowiedzieć od jednej z wolontariuszek.
Pod koniec dnia odwiedziłem jeszcze jedno miejsce. Równie smutne... Cmentarz wojskowy w Kanchanaburi. Gdzie leżą alianccy żołnierze, którzy zginęli m.in przy budowie słynnego mostu na rzece Kwai, i Kolei Śmierci.

"Jeśli ludzie przestaną widzieć to, co wydawało im się że widzą, to przestaną widzieć w wojnie:
służbę ojczyźnie, bohaterstwo wojny, chwałę wojskową i patriotyzm, a zobaczą to, co jest: nagą prawdę zabójstwa"
 Lew Tołstoj

W sobotę dowiedziałem się, że na granicy z Laosem celnicy udaremnili przemyt  przeszło 800 psówm z przeznaczeniem na mieso... Jeszcze tego samego dnia, razem z Goi wyruszyliśmy w 10-godzinną podróż na miejsce, aby pomoc lokalnym wolontariuszom w opanowaniu sytuacji. Czekam jedynie na kilka zdjęć, opis pojawi się już niedługo.

2 komentarze:

  1. Grzesiu, twój blog mnie rozwala - to jest najlepszy blog jaki kiedykolwiek przeglądałem, super zdjęcia, bez wodolejstwa ciekawe historie - trzymaj tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  2. "Słoniowo" to mnie jakiś czas temu zauroczyło to miejsce: https://www.sheldrickwildlifetrust.org/index.asp. Niestety, póki co znam tylko z netu, tv i książki. Trzeba by się kiedyś wybrać. ;)

    OdpowiedzUsuń