poniedziałek, 9 lipca 2012

Welcome to Thailand!

"Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj. Śnij. Odkrywaj."
 Mark Twain
Pogrążona we śnie Warszawę
Kilka godzin jazdy autobusem, dwa lotniska, łączenie 12 godzin lotu i ~40 godzin oczekiwania na przesiadki. Czyli po mniej więcej 53 godzinach od wyruszenia z Częstochowy docieram do Bangkoku! Nie powiem, na początku miałem stracha.. Ogromne, egzotyczne miasto, znane tylko z produkcji National Geographic czy 'radosnej twórczości' autorów Kac Vegas 2 ;)
Obowiązkowa fotka z lotu ;)
Rzutem na taśmę, na kilka godzin przed lotem do Tajlandii udało mi się znaleźć nocleg poprzez serwis couchsurfing.org, czyli w wolnym tłumaczeniu 'surfowanie po kanapach'. Pokrótce jest to strona zrzeszająca ludzi pragnących w czasie podróży poznać się z kimś miejscowym, zwiedzić okolicę z owym prywatnym przewodnikiem, nierzadko zakończyć całą przygodę międzynarodową przyjaźnią, a to wszystko za... darmo!

Nocne lądowanie w Bangkoku. W Polsce późny wieczór, na miejscu 3:30. Na dworze 27°C, wilgotność ~90%. Już na lotnisku czuć egoztykę. Klomby i donice z bajecznie kolorowymi roślinami są praktycznie wszędzie. Po odprawie mam jeszcze godzinkę do porannego kursu SkyTrain (wyobraźcie sobie szybki tramwaj, który po wiadukcie zawieszonym na wysokości 3-go piętra w 15 minut zawozi Was z lotniska do centrum miasta). Po dojechaniu na miejsce, któtki kurs taksówką i jestem na miejscu. Po drzewie przebiega wiewiórka, zaspana Goy wychodzi mi na spotkanie... :)
Koniec częście pierwszej, na pewno nie ostatniej ;) O moim pierwszym dniu w Bangkoku przeczytacie w kolejnym poście!


1 komentarz:

  1. Grzesiek pisz to w formie photobloga (foto i fajny koment), bo nie ogarniesz - za dużo się będzie działo. Pozdrooooooooo z Polski

    OdpowiedzUsuń